Hej!
Patrzcie
co napisałam! Miało być Drarry, ale po co Drarry, jak
jest Spadająca XD Teraz wszyscy mają się cieszyć,
rozumiemy się? Pisałam to z cztery dni pod rząd. Nie spałam po
nocach, a wszystko dla Was ;-; Jestem taka dobra, o rany :>
I
w ogóle to tak odniosę się do tekstu, który za chwilę
przeczytacie. No, zapewne polecą hejty, liczę się z tym. Z drugiej
też strony przyznam, że miało być gorzej. Możecie podziękować
więc mojej becie, która podrasowała mój pomysł, taka jest
genialna :D
To jeszcze nie jest epilog, ale obiecuję, że już
następna część tego opowiadania nim będzie.
Koniec Spadającej, litości.
Liczę
na komentarze, naprawdę chciałabym poznawać Wasze opinie i
odczucia. No i co, no, wakacje się zaczęły. Jak nic się ze mną
nie stanie, to będę pisać, ile będę mogła.
I
ktoś tam kiedyś powiedział, że zmieniam bety jak rękawiczki :(
Wcale tak nie jest, to bety ode mnie uciekają, bo mają mnie dosyć.
Serio. Nie kłamię. Naprawdę.
Nooo,
to miłego czytania XD
Do
następnego :D
Beta:Arcenciel
PS Kradnę pomysły swojej becie, bo jestem złą blondyneczką :]
Wieści
o małżeństwie Naruto i Sasuke rozeszły się po
Konosze
w
dość szybkim
tempie.
Niesamowite było z jaką prędkością działał przekaz informacji
od ust do ust. Obaj myśleli, że rozmowy na ten temat błyskawicznie
ucichną (nie dostrzegali
sensu
tego roztrząsać). Ludzie jednak widzieli wszystko po swojemu — zaczęli
tworzyć plotki, domagali się wesela. Uchiha nienawidził, gdy ktoś
wtrącał nos w jego prywatne życie, dlatego utrzymywanie nerwów na
wodzy wymagało wiele cierpliwości. Bójki z mieszkańcami nie mogły
mieć miejsca, dobrze o tym wiedział. Naruto miał niedługo zostać
Hokage, a niezrównoważony mąż to ostatnie, czego potrzebował,
aby dobrze wypaść jako głowa wioski.
Najwięcej
czasu spędzali w rezydencji, którą powoli przygotowywali na
przyjście dziecka. Uzumaki trzymał się z dala od ciężkich prac,
co niezbyt go cieszyło. Wiedział jednak, że dla dobra malucha musi
dbać także o swoje zdrowie. Poza tym miał dosyć słuchania
narzekań Sasuke — obsesyjnie
czuwał nad samopoczuciem męża, jak i rozwojem ciąży. Naruto był
pewien, że gdyby nie ingerencja Sakury, oraz jej rady, straciłby
formę, bezczynnie siedząc. Haruno sporządziła listę ćwiczeń,
które nie powinny zaszkodzić, a okazały się wręcz zalecane. Z
początku nowy rodzaj treningu żenował chłopaka, czuł się słaby,
jakby pozbawiony swojej męskości. Samo to, że był w ciąży
wpływało negatywnie na postrzeganie siebie jako stuprocentowego
mężczyzny. Cała sytuacja wynikała z techniki, jednak kto
kiedykolwiek słyszał o ciężarnym facecie? Był niemożliwie
szczęśliwy z powodu możliwości stworzenia rodziny, ale miewał
chwile załamania, w których to pragnął rzucić wszystko i stać
się z powrotem dawnym Naruto.
— O
czym myślisz? — Jego rozmyślenia zostały przerwane przez
zachrypnięty głos Sasuke. Chłopak od kilku dni remontował pokój
na piętrze, więc kiedy wieczorem kładł się zmęczony do łóżka,
Uzumaki dołączał, po czym leżeli razem w ciszy.
— O
niczym szczególnym — odpowiedział, skubiąc opuszkami palców
brzeg koca.
Uchiha
rzadko przerywał milczenie w takich chwilach. Jednak tamtego dnia
Naruto wydawał się dziwnie nieobecny, był myślami zbyt daleko.
—
Przecież
widzę, że coś cię dręczy. — Westchnął zrezygnowany.
— Śpij,
Draniu, nic mi nie jest. — Chwycił go za rękę, odwracając
wzrok.
—
Przecież
widzę, dlaczego unikasz…
—
Chodźmy
spać — uciął temat, układając głowę na klatce piersiowej
Sasuke. — Po prostu chcę się przespać. — Objął chłopaka,
domagając się tego samego. Kiedy poczuł ciepłą dłoń w
okolicach bioder, odprężony zamknął oczy.
W
pomieszczeniu znów zapanowała cisza, zakłócana jedynie ich
oddechami. Latarnia uliczna oświetlała okno sypialni, dzięki czemu
nawałnica panująca na zewnątrz była idealnie widoczna. Uchiha
obserwował krople spływające po szybie. Od kilku dni w Konosze
padał gęsty deszcz. Lubił taką pogodę, szum mżawki relaksował
i wyciszał. W pewnym momencie poczuł dziwną lekkość, jakby
unosił się w powietrzu. Zarys okna oraz księżyca stawał się
mniej wyraźny z każdą kolejną sekundą. Jego powieki powoli
opadały, ciemność, jaką został otoczony, spowodowała lekki
zawrót głowy. Miał wrażenie, że spada w otchłań. Przestał
odczuwać obecność Naruto, nie rejestrował już ciepłej skóry
pod palcami. Jednak mimo wrażenia opadania, z jakiegoś
niezrozumiałego powodu, zachował spokój. Być może brak
jakiegokolwiek lęku wynikał z przekonania, że śnił.
Niemniej
beztroska nie trwała długo, niespodziewanie poczuł pod sobą
twarde podłoże, a wraz z nim niewyobrażalny ból
pleców,
który promieniował do klatki piersiowej. Miał trudności ze
złapaniem głębszego oddechu, każda próba przynosiła mu
cierpienie. Spanikowany otworzył szeroko oczy, napotykając wzrokiem
jedynie nieprzeniknioną ciemność.
Sam
nie wiedział, ile czasu minęło, gdy jedynie leżał, próbując
zapomnieć o nieznośnym rwaniu w plecach. Momentalnie doszedł do
niego zapach krwi, drażniący nozdrza. Próbował zlokalizować
źródło ów woni, aczkolwiek ciemność uniemożliwiała wykonanie
takiego działania.
Czuł
nudności, powietrze wokół stawało się coraz gęstsze. Nagle
duszności nabrały na sile. Już i tak płytki oddech przestał
wystarczać. Pragnął wybudzić się ze snu, nie wiedział jednak
jak. Jakakolwiek forma ruchu przynosiła jeszcze większy ból.
Sasuke,
dasz radę, oddychaj!
Odniósł
wrażenie, że słyszał głos Sakury. Sposób w jaki mówiła nie
podobał mu się. Każde wypowiedziane przez nią słowo niosło ze
sobą dozę przerażenia. Zaczął odczuwać paraliżujący lęk.
Ino,
do cholery, gdzie jest Tsunade?!
Przyjemny
chłód rozlał się po jego piersi, dzięki czemu ból złagodniał.
Łykał łapczywie powietrze, kaszląc co jakiś czas. Był pewien,
że miał usta pełne krwi — tego metalicznego posmaku nie mógł
pomylić z niczym innym. Musiał przyznać, że tak realistycznego
snu doświadczył po raz pierwszy.
Wróć
do nas, Sasuke…
Szloch
Sakury stał się ledwo słyszalny. We wszechogarniającym mroku
zamajaczyło światło. Zmrużył oczy, chociaż blask wcale nie
raził. Jasny punkt rósł z każdą kolejną sekundą, zwalczając
swoją objętością ciemność. Wraz ze zbliżającym się błyskiem,
znikał ból, zastępowany ciepłem. Kiedy wszystkie dolegliwości
ustąpiły, a otoczenie utonęło w bieli, stracił przytomność.
Sasuke!
*
Obudził
się oparty o pień wielkiego dębu, rosnącego na środku polany,
którą widział pierwszy raz w życiu. Przed nim, aż po horyzont,
rozciągała się łąka pełna niebieskich kwiatów. Czuł przyjemny
zapach trawy i świeżego powietrza. Słońce mocno świeciło,
jednak przed promieniami chronił go cień ogromnych gałęzi.
Wiedział, że musiał wstać, kolor płatków przypominał mu o
czymś ważnym. Podniósł się z ziemi i rozejrzał dookoła.
Drzewo, pod którym leżał, okazało się jedynym, jakie rosło w
zasięgu wzroku Sasuke. Wiedziony przeczuciem zaczął iść w
kierunku, skąd dobiegał szum wody. Stawiając kolejne kroki, zdawał
sobie sprawę, że wszystkie jego myśli były jasne, nie potrafił
przywołać żadnego przykrego wspomnienia.
Wędrując
w pełnym słońcu, czuł przyjemne podmuchy chłodnego wiatru.
Miejsce, choć nieznane, sprawiało wrażenie bezpiecznego. Uchiha
uważał tę krainę za raj, to określenie pasowało idealnie. W
pewnym momencie doszedł nad rzekę, lśniąca woda zdawała się być
krystalicznie czysta. Z jakiegoś powodu cała sceneria sprawiała,
że przepełniało go szczęście, nie widział jednak potrzeby
rozmyślania na temat przyczyny takiego stanu. Czując mokrą ziemię
pod stopami, odkrył brak jakiegokolwiek ubrania. Stał nagi,
niemniej nie był skrępowany tym faktem.
Słysząc
plusk wody, poderwał wzrok. Na brzegu siedział Naruto i wrzucał
kamienie do rzeki. Skupiony, wyglądał, jakby nie zauważył
przybycia Sasuke, który pojawił się za jego plecami.
—
Usiądź.
— Usłyszał. Uzumaki wciąż patrzył przed siebie. — Czekałem
na ciebie.
Uchiha
zdziwił się, skąd wiedział, kto za nim stał? Po krótkiej chwili
wykonał polecenie. Spojrzał na mężczyznę, siedzącego obok —
także był nagi. Najwięcej uwagi przykuł płaski brzuch Naruto.
Gdzie było ich dziecko?
—
Umierasz,
Sasuke — powiedział, wykrzywiając usta w delikatnym uśmiechu,
tym razem zwracając wzrok ku niebu.
—
Naprawdę,
Młotku? — Zaśmiał się. — Nie czuję się, jakbym miał
umrzeć.
—
Niesamowite,
prawda? Pamiętasz naszą walkę w Dolinie Końca?
Sasuke
odruchowo przyłożył dłoń do miejsca, gdzie Naruto pozostawił po
sobie bliznę. Lubił ją, przypominała o przeszłości, której
mimo wszystko zapomnieć nie chciał. Często dotykał szramy bez
powodu, dlatego uczucie gładkiej skóry pod palcami zakłóciło
spokój, jaki jeszcze chwilę temu go ogarniał.
—
Denerwujesz
się? — zapytał, spoglądając na reakcję Uchihy. — To dobrze,
to znaczy, że wszystko będzie dobrze, Sasuke.
— Nie
rozumiem, ja…
— Nigdy
bym nie przypuszczał, nawet nie śmiałbym marzyć, że mnie
kochasz, Draniu — przerwał chłopakowi, wrzucając kolejny kamień
do wody. — Widziałem wszystko, to było naprawdę piękne,
chciałbym, żebyśmy dostali taką szansę.
— O
czym ty mówisz?
— W
życiu nigdy nie jest tak, jakbyśmy tego chcieli — kontynuował,
ignorując pytanie. — Jednak jeżeli będziesz chciał, ja
poczekam. Powiedz tylko słowo. Teraz odejdziesz, ale cieszę się,
że to zrobisz, zasługujesz na to. Nie martw się o mnie, tutaj jest
dobrze, bez ciebie nie pójdę dalej.
—
Nigdzie
nie idę, Naruto, o co tu chodzi? — Słuchając wypowiedzi
mężczyzny zaczął zdawać sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się
znalazł. Aczkolwiek nie chciał dopuścić myśli, że to prawda. —
Gdzie jest Itachi i dziecko?
—
Tutaj.
— Dotknął palcem jego skroni. — I tutaj. — Wskazał na
miejsce, gdzie znajdowało się serce Sasuke. Uzumaki nie reagował,
słysząc przyśpieszony oddech przyjaciela. Zachował spokój, jakby
wszystko było w porządku. — Proszę cię tylko o jedno, nie
wracaj szybciej, niż powinieneś. Chcę zobaczyć cię ponownie, gdy
nadejdzie odpowiedni czas, rozumiesz? To jedyne, czego pragnę.
— Więc
to… My, Itachi, ciąża… To było tylko moim wymysłem?! —
Spojrzał na Naruto wzrokiem pełnym bólu. Nie rozumiał, wszystko
wydawało się takie realistyczne.
—
Wymysłem,
marzeniem, definicją nieba. Widocznie tego pragnąłeś całym
sercem. — Splótł ich palce razem. — Przepełnia cię smutek,
emanujesz nim. Zostało nam niewiele czasu, tutaj nie ma miejsca na
takie emocje.
— Nie
chcę wracać, chcę zostać z tobą — powiedział, przełykając
gulę w gardle.
— Nie
rozumiesz, że tutaj nie chodzi o to, czego chcemy? — Pokręcił
głową. — Takie jest przeznaczenie, a nam pozostało jedynie je
zaakceptować. No, Sasuke, nie chcę widzieć, jak się łamiesz,
gdzie się podział prawdziwy Drań? — Uśmiechnął się szeroko.
— To
ma być pożegnanie? — warknął, wstając gwałtownie, lecz nie
puścił jego ręki. — Z uśmiechem na ustach mówisz mi, że mam
wrócić bez ciebie? Popełniłem w życiu wiele błędów, nie
popełnię kolejnego.
—
Oczywiście,
że nie popełnisz, ponieważ teraz nic nie zależy od ciebie. —
Przechylił głowię, mrużąc jedno oko. — Zostań Hokage, Sasuke.
—
Zwariowałeś?!
— krzyknął. — Wracaj ze mną, do cholery.
— Mnie
już nie ma — powiedział spokojnie. — Pora na ciebie.
Sasuke
poczuł jak grunt osuwa mu się spod nóg. Ból fizyczny, jakiego
wcześniej doznał, był niczym w porównaniu z tym. Miał wrażenie,
że on sam rozpada się na kawałki. Uścisk dłoni Naruto z każdą
chwilą był mniej odczuwalny. Postać mężczyzny przed nim
rozmywała się, Uchiha ze wszystkich sił próbował zostać, jednak
otoczenie bezpowrotnie znikało. Wraz z ostatnim uśmiechem
Uzumakiego nastała ciemność.
*
Kiedy
pożegnał Sasuke, poczuł ulgę. Niesamowite, że w tym miejscu
niegroźne były mu przykre emocje. Na Ziemi cierpienie prześladowało
Naruto niemalże przez cały czas, dlatego chwilę, gdy trafił do
raju, uważał za zbawienną. Teraz pozostało jedynie poczekać, aż
Uchiha zjawi się ponownie, tym razem w odpowiednim czasie.
Odchylił
głowę ku słońcu. Przyjemne promienie oświetliły jego twarz.
Odetchnął świeżym powietrzem, przypominając sobie wizję Sasuke.
Cieszył się, że mógł ją zobaczyć. Było to tak realistyczne,
jakby żyli w lepszej rzeczywistości.
Wiedział,
co przynosiła wojna, jak wiele odbierała. Świat po jej zakończeniu
nigdy by nie zapomniał. W dodatku ta ciąża… Uśmiechnął się.
Wyobrażenie dziecka we własnym brzuchu wywołało w nim uczucie
zakłopotania.
— Nie
sądziłem, że cię tu spotkam. W sumie jesteś ostatnią osobą, o
jakiej bym pomyślał w takim miejscu. — Usłyszał nad sobą
znajomy głos. Odwrócił się, napotykając wzrok mlecznobiałych
oczu. — Zdziwiony? Muszę przyznać, że ja także.
— Neji
— wypowiedział jego imię, nie dowierzając.
—
Rozumiem,
że twoja obecność tutaj świadczy o końcu tego całego piekła. —
Spojrzał na Naruto z góry, unosząc brew.
— Skąd
mam wiedzieć, przecież nie żyję. — Zaśmiał się, wstając.
— Nie
sądzę, żebyś umarł na darmo, no i był tu Uchiha — powiedział,
lekko popychając ramię Uzumakiego. — Przejdźmy się.
Ruszyli
wolnym krokiem wzdłuż rzeki. Hyuga wyglądał, jakby nad czymś
intensywnie myślał. Nie zwracał uwagi na towarzysza. Naruto jednak
to nie przeszkadzało. Fakt, że Neji wiedział o wcześniejszej
obecności Sasuke, wzbudzał w nim uczucie zażenowania. W końcu
mężczyzna mógł słyszeć ich rozmowę, a ta należała do tych,
które powinny zostawać jedynie między samymi zainteresowanymi. Z
drugiej strony obaj byli martwi, więc nie musiał przejmować się
takimi sprawami.
— O
jakim dziecku mówił Uchiha?
Naruto
słysząc pytanie, zatrzymał się zakłopotany. Dostrzegając
niecierpliwy wzrok mężczyzny, ponowił chód.
—
Sasuke
stracił przytomność, dziecko było jedynie wyobrażeniem —
mruknął, odwracając wzrok.
— Hm,
myślę, że to coś innego, tak samo jak myślę, że ty uważasz
podobnie, ale nie chcesz o tym rozmawiać — oznajmił, kątem oka
obserwując reakcję Uzumakiego. — Wiesz, przeżyłem coś takiego
chwilę przed śmiercią. Moim zdaniem to, co wtedy widziałem znajdę
tam. — Wskazał na jasny punkt po drugiej stronie rzeki.
—
Szczęście?
W sumie mamy jego przedsmak już tutaj.
—
Jednak
tutaj pamiętamy wciąż o życiu, a po drugiej stronie być może
zapominamy o tym, co było. To tak, jak zacząć z czystą kartą,
ale ze świadomością, że wszystko będzie dobrze. — Uśmiechnął
się delikatnie. — Teraz jesteśmy pomiędzy, jakby zawieszeni.
Powinniśmy pójść dalej, Naruto.
— Więc
idź, ja poczekam na Sasuke — powiedział z przekonaniem,
aczkolwiek odczuwał potrzebę przejścia przez światło. Jakaś
cząstka niego wiedziała, że tak powinno być, że nadszedł czas.
On sam zdecydował inaczej i postanowił postawić się instynktowi.
Wkrótce, tak czy inaczej, miała nadejść ta chwila.
— Jeśli
taka jest twoja wola. — Westchnął. — Na mnie jednak już pora.
Mam nadzieję, że jeszcze będzie dane nam się spotkać.
Naruto
nie miał zamiaru żegnać Nejiego, dlatego w milczeniu obserwował,
jak Hyuga przechodzi przez rzekę. Chciał zobaczyć moment, kiedy
mężczyzna wejdzie w światło. Będąc tutaj, myślał już o tym,
co mogłoby być po drugiej stronie. Duży, jasny punkt widniejący
na tyle krajobrazu przyciągał uwagę, ignorowanie go graniczyło z
cudem.
Neji
zatrzymał się chwilę przed wejściem i skinął Uzumakiemu głową.
Naruto wyszczerzył zęby, machając mu. Wiedział, że za chwilę
sylwetka przyjaciela bezpowrotnie zniknie w bieli. Nie umiał
jednakże smucić się z tego powodu, nie tutaj.
Hyuga
odwzajemnił uśmiech, po czym zrobił kilka kroków do przodu. Jego
ciało otoczone zostało ciepłym światłem. Polana dookoła
zniknęła, jak i widok roześmianej twarzy jinchuurikiego.
*
Odzyskaliśmy
go?
Krążenie
zostało przywrócone, następne godziny zdecydują o jego stanie.
A
co z Naruto?
*
Pierwszym,
co zobaczył po otworzeniu oczu, było rażące światło. Skrzywił
się, podnosząc dłoń, by zasłonić twarz. Czuł ból w mięśniach,
paliła go skóra. Miał ochotę umrzeć, lecz choć cierpiał,
wiedział, że musiał wstać i sprawdzić co z Naruto. Stopniowo
wzrok przyzwyczajał się do jasności, panującej wokół. Już po
chwili dostrzegł błękit nieba oraz pochylającą się nad nim
Sakurę. Zamrugał zdezorientowany, widząc jej zapłakaną twarz.
—
Sasuke,
słyszysz mnie? — zaszlochała, kładąc dłoń na policzku Uchihy.
Skinął
lekko głową, przełykając ślinę.
—
Naruto…
— wychrypiał. Sposób, w jaki zmieniła się mimika twarzy Haruno,
przeraziła go. — Gdzie…
— Tak
bardzo cię przepraszam, Sasuke — płakała, zasłaniając usta.
Usiadł
powoli, rozglądając się. Był zdezorientowany widokiem setek
rannych shinobi, opatrywanych przez medycznych ninja. Powoli
dochodziło do niego, że jest na wojnie, która wcale nie zakończy
się szczęśliwie.
— Gdzie
on jest? — zapytał już wyraźnie, stając na nogi. W powietrzu
unosił się zapach krwi i potu, jednak chłopak nie przykuł do tego
uwagi, bardziej zainteresowany szukaniem Naruto.
— Nie
powinieneś wstawać — powiedziała, podrywając się z miejsca. —
Jesteś za słaby…
—
Zaprowadź
mnie do Naruto — przerwał jej stanowczo.
Haruno
przez chwilę próbowała zatrzymać Uchihę, aczkolwiek w końcu
ugięła się pod jego twardym spojrzeniem. Z westchnieniem ruszyła
przodem, wiedząc, że Sasuke podąży za nią. Mijali rannych bez
słowa, ona przywykła już do takiego widoku, a on skupiony był
jedynie na ogromnym zielonym namiocie, do którego wyraźnie
zmierzali. Przy wejściu Sakura zawahała się, zagryzając wargę.
— Po
prostu daj mi tam wejść — warknął. Czemu ta kobieta wszystko
utrudniała?
—
Dobrze
— powiedziała słabo, odsuwając się.
Sasuke
wszedł do środka, jednak drogę zaszedł mu jakiś shinobi.
— Zakaz
wstępu — oznajmił grubym głosem.
—
Pierdoli
mnie twój zakaz wstępu — syknął, popychając mężczyznę, a w
jego oczach, na krótką chwilę, błysnął sharingan. — Piąta! —
krzyknął, zauważając kobietę przy stole, otoczonym innymi
medykami.
Hokage
odwróciła się, ukazując zmęczoną twarz.
—
Jesteś
w tym momencie najmniej potrzebną tu osobą.
— Gdzie
jest Naruto? — Powtarzanie tego samego pytania już któryś raz z
rzędu, zaczynało doprowadzać Uchihę do szału.
—
Naprawdę
chcesz wiedzieć?
—
Zaprowadź
mnie do Naruto…
Tsunade
wypuściła powietrze z płuc, dając znak innym, aby odsunęli się
od stołu.
Widok,
jaki ukazał się oczom Sasuke, usunął stały grunt spod jego nóg.
Chwiejnym krokiem podszedł do ciała Uzumakiego, które leżało bez
ruchu na metalowym blacie. Kiedy znalazł się wystarczająco blisko,
chwycił Naruto za dłoń. Czując chłód pod palcami, coś zmroziło
serce Uchihy. Próbował odnaleźć puls, jednak bezskutecznie. Spojrzał
zeszklonym wzrokiem w kierunku twarzy Uzumakiego. Nie dostrzegając
żadnych emocji, żadnego uśmiechu, pękł. Po policzkach zaczęły płynąć mu łzy. Pochylając się, przyłożył czoło do zimnego
przedramienia jedynej osoby, którą tak mocno kochał.