Tytuł


Jest to blog o tematyce yaoi - miłość męsko-męska.

Jeśli nie tolerujesz tego typu rzeczy po prostu wyjdź.

sobota, 31 grudnia 2016

Dzień końca świata

beta: Katja
Wszelkie błędy są wynikiem mojej ignorancji.
_________________________

W dzień końca świata świeciło słońce. Tego też dnia Sasuke miał wyjątkowo ciężki poranek, mimo że wstawanie o świcie przychodziło mu zazwyczaj bez problemu. Czuł się okropnie z bólem głowy, przeszywającym czaszkę, oraz suchością ust. Przeklinał moment, kiedy to uległ i skosztował alkoholu, serwowanego przez wynajętych barmanów. Poniekąd nie wypadało odmawiać, poza tym pił za zdrowie własnego brata. Marne usprawiedliwienie, pomyślał, wiedząc, że toast wznosili jedynie raz, a reszta procentów we krwi znalazła się wyłącznie z wolnej woli Uchihy.
— Wyglądasz koszmarnie —  oznajmił Suigetsu przy śniadaniu. —  Naprawdę okropnie, stary.
— Mam lustro, ale dzięki —  mruknął, wrzucając tabletkę aspiryny do szklanki. —  Umiesz pocieszyć człowieka.
— Stwierdzam fakt. A jeśli nie umiesz pić, to tego nie rób. — Hozuki uśmiechnął się pod nosem. — Mógłbyś zrobić sobie dzień wolny od pracy i odchorować. Nie wiem, czy wiesz, ale to, co wyprawiasz, posiada swoją nazwę. — Upił łyk kawy, po czym westchnął, zauważając pytający wzrok przyjaciela. —  Pracoholizm, Sasuke. Nie zapominaj, że masz chłopaka, przyjaciół, życie.
—  Tak, mam, dlatego staram się wyrobić z projektem w tym tygodniu, aby zabrać gdzieś Naruto. —  Oparty o blat kuchenny, skupił spojrzenie na panelach. —  Chociaż to nie taki zły pomysł, by zostać dzisiaj w domu — przyznał.
— Ja i złe pomysły? To się wyklucza, szczególnie, że mam dzisiaj randkę z piękną blondynką, poznaną wczoraj u Itachiego. — Wyszczerzył zęby. —  Zostawiam cały dom dla ciebie.
Sasuke pokręcił głową z politowaniem, bo w końcu ileż można randkować?
Po złagodzeniu skutków wczorajszej imprezy wrócił do łóżka. Przed zaśnięciem wysłał jeszcze wiadomość do Naruto, by zaprosić chłopaka na wieczór. Uśmiechnął się, widząc natychmiastową, pełną oburzenia, odpowiedź:


Przegrałem przez Twojego SMS-a, cholerny draniu!


Uzumakiego jak zwykle pochłaniała praca. Więcej czasu poświęcał grom niżeli wykonywaniu obowiązków. Co prawda, żadnych nigdy nie zaniedbał, jedynie robił wszystko na ostatnią chwilę. Pracodawca jednak zadowolony był z efektów i to liczyło się najbardziej.


***


Mgła rozmywała obraz widniejący przed oczami Sasuke oraz rozpraszała promienie słońca. Plaża, ocean i rozmazane niebo wyglądały tak, jakby zostały namalowane pastelami. Odczuwał kompletny spokój, stąpając po miękkim piasku. Ledwie rejestrował szum fal, dźwięk zdawał się być daleko, mimo że chłopak stał jedynie metr od wody.
—  Sasuke. —  Usłyszał szept. Miał wrażenie, że głos znajdował się w jego głowie, a jednocześnie dochodził zza pleców. —  Draniu, zdejmij te swoje emo ciuchy chociaż na plaży. —  Głośny śmiech wypełnił przestrzeń. Uchiha poczuł lekkie szarpnięcie za rękę, co zmusiło mężczyznę do obrócenia się. Chwilę po tym ujrzał Naruto, którego oczy wypełniało tak wiele życia. —  No już, ciemny przyciąga słońce, a ty za nim nie przepadasz.
—  Gdzie jesteśmy, Naruto? —  mruknął i automatycznie zrzucił ubrania.
Uzumaki przejechał palcem wskazującym po klatce Uchihy od mostka do połowy lewej piersi. Dotyk był ledwie wyczuwalny, choć przyjemny. Wszystko wydawało się nierzeczywiste, a mgła gęstniała z każdą kolejną chwilą. Ziemia pod ich stopami zadrżała, chwilę później kolejny raz, choć mocniej.
—  Muszę iść, Sasuke.
Po tych słowach mężczyznę ogarnął niepokój. Próbował chwycić za rękę wymijającego go Naruto, jednak dłoń przecięła ciało chłopaka, jakby ten nie istniał. Słowa ugrzęzły w gardle, odbierając oddech. Chciał krzyczeć, powstrzymać Uzumakiego przed wejściem do oceanu, który nagle stał się niespokojny, jednak mógł jedynie bezsilnie patrzeć, jak ukochana osoba niknie powoli pod wodą. Paraliżujący strach uniemożliwiał stawienie najmniejszego kroku. Upadając na kolana, ostatni raz zwrócił wzrok ku szalejącym falom, zanim zapadła ciemność.


***


Gwałtownie podniósł się do siadu, wyrywany z koszmaru. Oddychał szybko i mocno, wciąż odczuwając lekki paraliż. Rzucił okiem na zegar, wiszący przy drzwiach. Zdziwiony późną godziną, wstał szybko, sprawdzając, czy Naruto przebywał w mieszkaniu. Uzumaki miał przyjść już dwie godziny temu, mimo to Sasuke nie został przez chłopaka obudzony.
—  Naruto? — rzucił, jednak odpowiedziała mu cisza. Dodatkowo pomieszczenia wypełniała ciemność, ewidentnie więc Uchiha był sam.
Wrócił do sypialni, słysząc głośne wibracje telefonu. Miał nadzieję, że to połączenie od chłopaka, jednak na ekranie wyświetliło się imię przyjaciela. Odbierając, poczuł ukłucie niepokoju.
—  Sasuke? —  Głos Suigetsu brzmiał niespokojnie, co pogłębiło jego obawy. —  Jesteś z Naruto?
—  Nie, nie ma go ze mną jeszcze, coś musiało mu wypaść. Czemu pytasz? —  Usiadł powoli, myśląc o tym, gdzie podziewał się Uzumaki.
—  Wiesz, gdzie jest? Słuchaj, stary, nie chcę cię martwić, jednak może zadzwoń do niego i sprawdź, czy jest okej. I od razu daj znać — powiedział szybko Hozuki, a zaraz po tym zakończył rozmowę.
Zdenerwowany chciał natychmiast wybrać numer Naruto, jednak uwagę Uchihy przykuło jedno nieodebrane połączenie.
—  Dzwonił do mnie trzy godziny temu —  mruknął pod nosem, z mocno bijącym sercem naciskając zieloną słuchawkę, lecz pomimo kolejnych licznych prób słyszał tylko dźwięk sygnału.
Niewiele myśląc, ubrał się w to, co rzucił obok łóżka poprzedniej nocy, i wyszedł.
—  Poczekaj! —  W drzwiach zatrzymał go Suigetsu. Przyjaciel oddychał szybko oraz niemiarowo, widocznie musiał biec.  —  Nie ma go?
—  Nie, co się stało? Skąd wiesz?
— Nie jestem pewien, jednak, gdy jechałem do Ino, utknąłem w korku, spowodowanym przez jakiś wypadek. I przejeżdżając widziałem samochód Naruto, znaczy pomarańczowego nissana, a kto inny do cholery ma takiego samego…
—  Jak bardzo duże? —  Sasuke przerwał tę paplaninę, czując nadciągające wymioty.
—  Co?
—  Zniszczenia —  szepnął.
Hozuki otworzył usta, jednak sekundę później je zamknął, rzucając jedynie znaczące spojrzenie współlokatorowi.
Uchiha chwycił za telefon, wybierając numer do Kushiny. Suigetsu uważnie obserwował mężczyznę, podczas gdy ten rozmawiał z matką Naruto. Mina przyjaciela wyrażała wszystko.
—  Zawiozę cię do szpitala, lepiej nie prowadź w takim stanie.
Sasuke kiwnął głową. Stawiał niepewne kroki, mimo że ziemia zdawała się osuwać spod stóp.
Następne dwie godziny minęły jak we śnie. Słowa lekarzy nie całkiem docierały do Uchihy. Każda kolejna informacja przytłaczała bardziej, wbijała w podłogę i odbierała oddech. Wyłapywał pojedyncze wyrazy, dokładne te, które budziły najwięcej emocji, Jednak, gdy z ust medyka padło oświadczenie o zgonie, Sasuke stracił poczucie wszystkiego. Skrajne uczucia rozpłynęły się, pozostawiając go pustego, dziwnie spokojnego. Siedząc pod ścianą, chował twarz w dłoniach, aby ukryć łzy. Dlaczego płakał, będąc obdartym z żywszych odczuć? Nie rozumiał niczego, próbował buntować się przeciw obezwładniającej martwocie. Pragnął powrotu wewnętrznego bólu, spowodowanego stratą ukochanego.
—  Podam panu coś na uspokojenie.
Siedzącą obok pielęgniarkę zauważył dopiero. kiedy kobieta wbiła igłę w jego żyłę. Wtedy też zarejestrował, że przestał zakrywać twarz dłońmi, a skupił wzrok na białych płytkach.
Uspokojenie? Był aż nadto spokojny, jednak nie miał siły wyrwać ręki lub zaprotestować.
—  Chodźmy do domu, Sasuke. —  Suigetsu złapał za ramię Uchihy, pomagając przyjacielowi wstać, co nie sprawiło żadnych trudności, gdyż mężczyzna słabo kontaktował.
Ostatnim, co Sasuke pamiętał, był dźwięk zatrzaskujących się drzwi samochodu.
***


W dzień po końcu świata świeciło Słońce. Sasuke nie rozumiał, jak ludzie mogli spokojnie podążać do pracy, szkół, a Ziemia wciąż obracała się wokół własnej osi. Dlaczego wszyscy sprawiali wrażenie, jakby kres wszystkiego nie miał miejsca? Z jakiej racji jego serce wciąż biło? Myślał nad tym wszystkim, kiedy ksiądz mówił o wieczności duszy. Spojrzał kątem oka na płaczącą obok Kusihnę. Czyżby ona także zauważyła apokalipsę?
Świat umarł dwadzieścia dwie godziny temu, zderzając się czołowo z pijanym kierowcą. Czy ktokolwiek w historii ludzkości przewidział, że zagłada nastąpi za sprawą jednego człowieka?
Uchiha zamknął oczy, gdy cały sens jego życia został zasypany ciężką ziemią.

środa, 22 lipca 2015

Koniec.

Hej.
Cóż, nie sądziłam, że to nastąpi tak szybko, ale jednak  kończę bloga. Nie jest mi z tym łatwo, w sumie dobija mnie ten stan rzeczy, bo mimo wszystko ta strona była ważną częścią mojego życia. Miałam tę świadomość, że robię coś nie tylko dla siebie, ale też dla innych. Poza tym było to miejsce, do którego mogłam zawsze wrócić i wiedziałam, że ktoś na mnie czeka. Teraz zamknę ten rozdział i nie wrócę do niego, co boli, ale widocznie tak miało być. Nie będę się usprawiedliwiać, czy podawać powodu, przez który tak się stało, ponieważ wiem, że to nic nie zmieni i nikogo to nie interesuje. Ważny jest fakt  odchodzę.
Co do Spadającej  zdaję sobie sprawę z tego, że nie podoba Wam się to, w jaki sposób zostało zakończone to opowiadanie. Wiem, że fajnie by było, gdyby wszystko skończyło się szczęśliwie, ale jakieś pozostałoby to mdłe, nie wiem, przewidywalne. Pisałam, że nie jest to jeszcze epilog, jednak wygląda na to, że spod moich palców już nic więcej nie wyjdzie. Przepraszam, jeśli Was zawiodłam.
Jeżeli kiedykolwiek jeszcze coś napiszę, wątpię by było to SasuNaru. I nie myślcie, że znudził mnie ten pairing, nie, nie x) W każdym razie mam nadzieję, że jeszcze o mnie usłyszycie gdzieś, kiedyś, jakoś.
Długo odkładałam napisanie tego, ale skoro w tym momencie jestem lekko wytrącona z równowagi, stwierdziłam, że teraz najlepiej mi to wyjdzie. Oczywiście jestem świadoma, że pewnie jest tu masa powtórzeń, ale nic z tym nie zrobię. Ech, przedłużam to jak mogę, bez sensu.
No nic, dziękuję Wam, że byliście ze mną, za wszystkie komentarze i wyświetlenia. Bez Was ten blog by nie istniał i Emiko także. Wszystko robi się takie ckliwe, a ja nie jestem z tych osób, które czują się
 dobrze w takich sytuacjach.
No w każdym razie żegnajcie.

wtorek, 30 czerwca 2015

Spadająca Gwiazda XXII END

Hej!

Patrzcie co napisałam! Miało być Drarry, ale po co Drarry, jak jest Spadająca XD Teraz wszyscy mają się cieszyć, rozumiemy się? Pisałam to z cztery dni pod rząd. Nie spałam po nocach, a wszystko dla Was ;-; Jestem taka dobra, o rany :>
I w ogóle to tak odniosę się do tekstu, który za chwilę przeczytacie. No, zapewne polecą hejty, liczę się z tym. Z drugiej też strony przyznam, że miało być gorzej. Możecie podziękować więc mojej becie, która podrasowała mój pomysł, taka jest genialna :D
To jeszcze nie jest epilog, ale obiecuję, że już następna część tego opowiadania nim będzie. Koniec Spadającej, litości.
Liczę na komentarze, naprawdę chciałabym poznawać Wasze opinie i odczucia. No i co, no, wakacje się zaczęły. Jak nic się ze mną nie stanie, to będę pisać, ile będę mogła.
I ktoś tam kiedyś powiedział, że zmieniam bety jak rękawiczki :( Wcale tak nie jest, to bety ode mnie uciekają, bo mają mnie dosyć. Serio. Nie kłamię. Naprawdę.
Nooo, to miłego czytania XD
Do następnego :D

Beta:Arcenciel
PS Kradnę pomysły swojej becie, bo jestem złą blondyneczką :]


Wieści o małżeństwie Naruto i Sasuke rozeszły się po Konosze w dość szybkim tempie. Niesamowite było z jaką prędkością działał przekaz informacji od ust do ust. Obaj myśleli, że rozmowy na ten temat błyskawicznie ucichną (nie dostrzegali sensu tego roztrząsać). Ludzie jednak widzieli wszystko po swojemu — zaczęli tworzyć plotki, domagali się wesela. Uchiha nienawidził, gdy ktoś wtrącał nos w jego prywatne życie, dlatego utrzymywanie nerwów na wodzy wymagało wiele cierpliwości. Bójki z mieszkańcami nie mogły mieć miejsca, dobrze o tym wiedział. Naruto miał niedługo zostać Hokage, a niezrównoważony mąż to ostatnie, czego potrzebował, aby dobrze wypaść jako głowa wioski.
Najwięcej czasu spędzali w rezydencji, którą powoli przygotowywali na przyjście dziecka. Uzumaki trzymał się z dala od ciężkich prac, co niezbyt go cieszyło. Wiedział jednak, że dla dobra malucha musi dbać także o swoje zdrowie. Poza tym miał dosyć słuchania narzekań Sasuke — obsesyjnie czuwał nad samopoczuciem męża, jak i rozwojem ciąży. Naruto był pewien, że gdyby nie ingerencja Sakury, oraz jej rady, straciłby formę, bezczynnie siedząc. Haruno sporządziła listę ćwiczeń, które nie powinny zaszkodzić, a okazały się wręcz zalecane. Z początku nowy rodzaj treningu żenował chłopaka, czuł się słaby, jakby pozbawiony swojej męskości. Samo to, że był w ciąży wpływało negatywnie na postrzeganie siebie jako stuprocentowego mężczyzny. Cała sytuacja wynikała z techniki, jednak kto kiedykolwiek słyszał o ciężarnym facecie? Był niemożliwie szczęśliwy z powodu możliwości stworzenia rodziny, ale miewał chwile załamania, w których to pragnął rzucić wszystko i stać się z powrotem dawnym Naruto.
O czym myślisz? — Jego rozmyślenia zostały przerwane przez zachrypnięty głos Sasuke. Chłopak od kilku dni remontował pokój na piętrze, więc kiedy wieczorem kładł się zmęczony do łóżka, Uzumaki dołączał, po czym leżeli razem w ciszy.
O niczym szczególnym — odpowiedział, skubiąc opuszkami palców brzeg koca.
Uchiha rzadko przerywał milczenie w takich chwilach. Jednak tamtego dnia Naruto wydawał się dziwnie nieobecny, był myślami zbyt daleko.
Przecież widzę, że coś cię dręczy. — Westchnął zrezygnowany.
Śpij, Draniu, nic mi nie jest. — Chwycił go za rękę, odwracając wzrok.
Przecież widzę, dlaczego unikasz…
Chodźmy spać — uciął temat, układając głowę na klatce piersiowej Sasuke. — Po prostu chcę się przespać. — Objął chłopaka, domagając się tego samego. Kiedy poczuł ciepłą dłoń w okolicach bioder, odprężony zamknął oczy.
W pomieszczeniu znów zapanowała cisza, zakłócana jedynie ich oddechami. Latarnia uliczna oświetlała okno sypialni, dzięki czemu nawałnica panująca na zewnątrz była idealnie widoczna. Uchiha obserwował krople spływające po szybie. Od kilku dni w Konosze padał gęsty deszcz. Lubił taką pogodę, szum mżawki relaksował i wyciszał. W pewnym momencie poczuł dziwną lekkość, jakby unosił się w powietrzu. Zarys okna oraz księżyca stawał się mniej wyraźny z każdą kolejną sekundą. Jego powieki powoli opadały, ciemność, jaką został otoczony, spowodowała lekki zawrót głowy. Miał wrażenie, że spada w otchłań. Przestał odczuwać obecność Naruto, nie rejestrował już ciepłej skóry pod palcami. Jednak mimo wrażenia opadania, z jakiegoś niezrozumiałego powodu, zachował spokój. Być może brak jakiegokolwiek lęku wynikał z przekonania, że śnił.
Niemniej beztroska nie trwała długo, niespodziewanie poczuł pod sobą twarde podłoże, a wraz z nim niewyobrażalny ból pleców, który promieniował do klatki piersiowej. Miał trudności ze złapaniem głębszego oddechu, każda próba przynosiła mu cierpienie. Spanikowany otworzył szeroko oczy, napotykając wzrokiem jedynie nieprzeniknioną ciemność.
Sam nie wiedział, ile czasu minęło, gdy jedynie leżał, próbując zapomnieć o nieznośnym rwaniu w plecach. Momentalnie doszedł do niego zapach krwi, drażniący nozdrza. Próbował zlokalizować źródło ów woni, aczkolwiek ciemność uniemożliwiała wykonanie takiego działania.
Czuł nudności, powietrze wokół stawało się coraz gęstsze. Nagle duszności nabrały na sile. Już i tak płytki oddech przestał wystarczać. Pragnął wybudzić się ze snu, nie wiedział jednak jak. Jakakolwiek forma ruchu przynosiła jeszcze większy ból.
Sasuke, dasz radę, oddychaj!
Odniósł wrażenie, że słyszał głos Sakury. Sposób w jaki mówiła nie podobał mu się. Każde wypowiedziane przez nią słowo niosło ze sobą dozę przerażenia. Zaczął odczuwać paraliżujący lęk.
Ino, do cholery, gdzie jest Tsunade?!
Przyjemny chłód rozlał się po jego piersi, dzięki czemu ból złagodniał. Łykał łapczywie powietrze, kaszląc co jakiś czas. Był pewien, że miał usta pełne krwi — tego metalicznego posmaku nie mógł pomylić z niczym innym. Musiał przyznać, że tak realistycznego snu doświadczył po raz pierwszy.
Wróć do nas, Sasuke…
Szloch Sakury stał się ledwo słyszalny. We wszechogarniającym mroku zamajaczyło światło. Zmrużył oczy, chociaż blask wcale nie raził. Jasny punkt rósł z każdą kolejną sekundą, zwalczając swoją objętością ciemność. Wraz ze zbliżającym się błyskiem, znikał ból, zastępowany ciepłem. Kiedy wszystkie dolegliwości ustąpiły, a otoczenie utonęło w bieli, stracił przytomność.
Sasuke!

*


Obudził się oparty o pień wielkiego dębu, rosnącego na środku polany, którą widział pierwszy raz w życiu. Przed nim, aż po horyzont, rozciągała się łąka pełna niebieskich kwiatów. Czuł przyjemny zapach trawy i świeżego powietrza. Słońce mocno świeciło, jednak przed promieniami chronił go cień ogromnych gałęzi. Wiedział, że musiał wstać, kolor płatków przypominał mu o czymś ważnym. Podniósł się z ziemi i rozejrzał dookoła. Drzewo, pod którym leżał, okazało się jedynym, jakie rosło w zasięgu wzroku Sasuke. Wiedziony przeczuciem zaczął iść w kierunku, skąd dobiegał szum wody. Stawiając kolejne kroki, zdawał sobie sprawę, że wszystkie jego myśli były jasne, nie potrafił przywołać żadnego przykrego wspomnienia.
Wędrując w pełnym słońcu, czuł przyjemne podmuchy chłodnego wiatru. Miejsce, choć nieznane, sprawiało wrażenie bezpiecznego. Uchiha uważał tę krainę za raj, to określenie pasowało idealnie. W pewnym momencie doszedł nad rzekę, lśniąca woda zdawała się być krystalicznie czysta. Z jakiegoś powodu cała sceneria sprawiała, że przepełniało go szczęście, nie widział jednak potrzeby rozmyślania na temat przyczyny takiego stanu. Czując mokrą ziemię pod stopami, odkrył brak jakiegokolwiek ubrania. Stał nagi, niemniej nie był skrępowany tym faktem.
Słysząc plusk wody, poderwał wzrok. Na brzegu siedział Naruto i wrzucał kamienie do rzeki. Skupiony, wyglądał, jakby nie zauważył przybycia Sasuke, który pojawił się za jego plecami.
Usiądź. — Usłyszał. Uzumaki wciąż patrzył przed siebie. — Czekałem na ciebie.
Uchiha zdziwił się, skąd wiedział, kto za nim stał? Po krótkiej chwili wykonał polecenie. Spojrzał na mężczyznę, siedzącego obok — także był nagi. Najwięcej uwagi przykuł płaski brzuch Naruto. Gdzie było ich dziecko?
Umierasz, Sasuke — powiedział, wykrzywiając usta w delikatnym uśmiechu, tym razem zwracając wzrok ku niebu.
Naprawdę, Młotku? — Zaśmiał się. — Nie czuję się, jakbym miał umrzeć.
Niesamowite, prawda? Pamiętasz naszą walkę w Dolinie Końca?
Sasuke odruchowo przyłożył dłoń do miejsca, gdzie Naruto pozostawił po sobie bliznę. Lubił ją, przypominała o przeszłości, której mimo wszystko zapomnieć nie chciał. Często dotykał szramy bez powodu, dlatego uczucie gładkiej skóry pod palcami zakłóciło spokój, jaki jeszcze chwilę temu go ogarniał.
Denerwujesz się? — zapytał, spoglądając na reakcję Uchihy. — To dobrze, to znaczy, że wszystko będzie dobrze, Sasuke.
Nie rozumiem, ja…
Nigdy bym nie przypuszczał, nawet nie śmiałbym marzyć, że mnie kochasz, Draniu — przerwał chłopakowi, wrzucając kolejny kamień do wody. — Widziałem wszystko, to było naprawdę piękne, chciałbym, żebyśmy dostali taką szansę.
O czym ty mówisz?
W życiu nigdy nie jest tak, jakbyśmy tego chcieli — kontynuował, ignorując pytanie. — Jednak jeżeli będziesz chciał, ja poczekam. Powiedz tylko słowo. Teraz odejdziesz, ale cieszę się, że to zrobisz, zasługujesz na to. Nie martw się o mnie, tutaj jest dobrze, bez ciebie nie pójdę dalej.
Nigdzie nie idę, Naruto, o co tu chodzi? — Słuchając wypowiedzi mężczyzny zaczął zdawać sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazł. Aczkolwiek nie chciał dopuścić myśli, że to prawda. — Gdzie jest Itachi i dziecko?
Tutaj. — Dotknął palcem jego skroni. — I tutaj. — Wskazał na miejsce, gdzie znajdowało się serce Sasuke. Uzumaki nie reagował, słysząc przyśpieszony oddech przyjaciela. Zachował spokój, jakby wszystko było w porządku. — Proszę cię tylko o jedno, nie wracaj szybciej, niż powinieneś. Chcę zobaczyć cię ponownie, gdy nadejdzie odpowiedni czas, rozumiesz? To jedyne, czego pragnę.
Więc to… My, Itachi, ciąża… To było tylko moim wymysłem?! — Spojrzał na Naruto wzrokiem pełnym bólu. Nie rozumiał, wszystko wydawało się takie realistyczne.
Wymysłem, marzeniem, definicją nieba. Widocznie tego pragnąłeś całym sercem. — Splótł ich palce razem. — Przepełnia cię smutek, emanujesz nim. Zostało nam niewiele czasu, tutaj nie ma miejsca na takie emocje.
Nie chcę wracać, chcę zostać z tobą — powiedział, przełykając gulę w gardle.
Nie rozumiesz, że tutaj nie chodzi o to, czego chcemy? — Pokręcił głową. — Takie jest przeznaczenie, a nam pozostało jedynie je zaakceptować. No, Sasuke, nie chcę widzieć, jak się łamiesz, gdzie się podział prawdziwy Drań? — Uśmiechnął się szeroko.
To ma być pożegnanie? — warknął, wstając gwałtownie, lecz nie puścił jego ręki. — Z uśmiechem na ustach mówisz mi, że mam wrócić bez ciebie? Popełniłem w życiu wiele błędów, nie popełnię kolejnego.
Oczywiście, że nie popełnisz, ponieważ teraz nic nie zależy od ciebie. — Przechylił głowię, mrużąc jedno oko. — Zostań Hokage, Sasuke.
Zwariowałeś?! — krzyknął. — Wracaj ze mną, do cholery.
Mnie już nie ma — powiedział spokojnie. — Pora na ciebie.
Sasuke poczuł jak grunt osuwa mu się spod nóg. Ból fizyczny, jakiego wcześniej doznał, był niczym w porównaniu z tym. Miał wrażenie, że on sam rozpada się na kawałki. Uścisk dłoni Naruto z każdą chwilą był mniej odczuwalny. Postać mężczyzny przed nim rozmywała się, Uchiha ze wszystkich sił próbował zostać, jednak otoczenie bezpowrotnie znikało. Wraz z ostatnim uśmiechem Uzumakiego nastała ciemność.

*

Kiedy pożegnał Sasuke, poczuł ulgę. Niesamowite, że w tym miejscu niegroźne były mu przykre emocje. Na Ziemi cierpienie prześladowało Naruto niemalże przez cały czas, dlatego chwilę, gdy trafił do raju, uważał za zbawienną. Teraz pozostało jedynie poczekać, aż Uchiha zjawi się ponownie, tym razem w odpowiednim czasie.
Odchylił głowę ku słońcu. Przyjemne promienie oświetliły jego twarz. Odetchnął świeżym powietrzem, przypominając sobie wizję Sasuke. Cieszył się, że mógł ją zobaczyć. Było to tak realistyczne, jakby żyli w lepszej rzeczywistości. Wiedział, co przynosiła wojna, jak wiele odbierała. Świat po jej zakończeniu nigdy by nie zapomniał. W dodatku ta ciąża… Uśmiechnął się. Wyobrażenie dziecka we własnym brzuchu wywołało w nim uczucie zakłopotania.
Nie sądziłem, że cię tu spotkam. W sumie jesteś ostatnią osobą, o jakiej bym pomyślał w takim miejscu. — Usłyszał nad sobą znajomy głos. Odwrócił się, napotykając wzrok mlecznobiałych oczu. — Zdziwiony? Muszę przyznać, że ja także.
Neji — wypowiedział jego imię, nie dowierzając.
Rozumiem, że twoja obecność tutaj świadczy o końcu tego całego piekła. — Spojrzał na Naruto z góry, unosząc brew.
Skąd mam wiedzieć, przecież nie żyję. — Zaśmiał się, wstając.
Nie sądzę, żebyś umarł na darmo, no i był tu Uchiha — powiedział, lekko popychając ramię Uzumakiego. — Przejdźmy się.
Ruszyli wolnym krokiem wzdłuż rzeki. Hyuga wyglądał, jakby nad czymś intensywnie myślał. Nie zwracał uwagi na towarzysza. Naruto jednak to nie przeszkadzało. Fakt, że Neji wiedział o wcześniejszej obecności Sasuke, wzbudzał w nim uczucie zażenowania. W końcu mężczyzna mógł słyszeć ich rozmowę, a ta należała do tych, które powinny zostawać jedynie między samymi zainteresowanymi. Z drugiej strony obaj byli martwi, więc nie musiał przejmować się takimi sprawami.
O jakim dziecku mówił Uchiha?
Naruto słysząc pytanie, zatrzymał się zakłopotany. Dostrzegając niecierpliwy wzrok mężczyzny, ponowił chód.
Sasuke stracił przytomność, dziecko było jedynie wyobrażeniem — mruknął, odwracając wzrok.
Hm, myślę, że to coś innego, tak samo jak myślę, że ty uważasz podobnie, ale nie chcesz o tym rozmawiać — oznajmił, kątem oka obserwując reakcję Uzumakiego. — Wiesz, przeżyłem coś takiego chwilę przed śmiercią. Moim zdaniem to, co wtedy widziałem znajdę tam. — Wskazał na jasny punkt po drugiej stronie rzeki.
Szczęście? W sumie mamy jego przedsmak już tutaj.
Jednak tutaj pamiętamy wciąż o życiu, a po drugiej stronie być może zapominamy o tym, co było. To tak, jak zacząć z czystą kartą, ale ze świadomością, że wszystko będzie dobrze. — Uśmiechnął się delikatnie. — Teraz jesteśmy pomiędzy, jakby zawieszeni. Powinniśmy pójść dalej, Naruto.
Więc idź, ja poczekam na Sasuke — powiedział z przekonaniem, aczkolwiek odczuwał potrzebę przejścia przez światło. Jakaś cząstka niego wiedziała, że tak powinno być, że nadszedł czas. On sam zdecydował inaczej i postanowił postawić się instynktowi. Wkrótce, tak czy inaczej, miała nadejść ta chwila.
Jeśli taka jest twoja wola. — Westchnął. — Na mnie jednak już pora. Mam nadzieję, że jeszcze będzie dane nam się spotkać.
Naruto nie miał zamiaru żegnać Nejiego, dlatego w milczeniu obserwował, jak Hyuga przechodzi przez rzekę. Chciał zobaczyć moment, kiedy mężczyzna wejdzie w światło. Będąc tutaj, myślał już o tym, co mogłoby być po drugiej stronie. Duży, jasny punkt widniejący na tyle krajobrazu przyciągał uwagę, ignorowanie go graniczyło z cudem.
Neji zatrzymał się chwilę przed wejściem i skinął Uzumakiemu głową. Naruto wyszczerzył zęby, machając mu. Wiedział, że za chwilę sylwetka przyjaciela bezpowrotnie zniknie w bieli. Nie umiał jednakże smucić się z tego powodu, nie tutaj.
Hyuga odwzajemnił uśmiech, po czym zrobił kilka kroków do przodu. Jego ciało otoczone zostało ciepłym światłem. Polana dookoła zniknęła, jak i widok roześmianej twarzy jinchuurikiego.

*

Odzyskaliśmy go?
Krążenie zostało przywrócone, następne godziny zdecydują o jego stanie.
A co z Naruto?

*

Pierwszym, co zobaczył po otworzeniu oczu, było rażące światło. Skrzywił się, podnosząc dłoń, by zasłonić twarz. Czuł ból w mięśniach, paliła go skóra. Miał ochotę umrzeć, lecz choć cierpiał, wiedział, że musiał wstać i sprawdzić co z Naruto. Stopniowo wzrok przyzwyczajał się do jasności, panującej wokół. Już po chwili dostrzegł błękit nieba oraz pochylającą się nad nim Sakurę. Zamrugał zdezorientowany, widząc jej zapłakaną twarz.
Sasuke, słyszysz mnie? — zaszlochała, kładąc dłoń na policzku Uchihy.
Skinął lekko głową, przełykając ślinę.
Naruto… — wychrypiał. Sposób, w jaki zmieniła się mimika twarzy Haruno, przeraziła go. — Gdzie…
Tak bardzo cię przepraszam, Sasuke — płakała, zasłaniając usta.
Usiadł powoli, rozglądając się. Był zdezorientowany widokiem setek rannych shinobi, opatrywanych przez medycznych ninja. Powoli dochodziło do niego, że jest na wojnie, która wcale nie zakończy się szczęśliwie.
Gdzie on jest? — zapytał już wyraźnie, stając na nogi. W powietrzu unosił się zapach krwi i potu, jednak chłopak nie przykuł do tego uwagi, bardziej zainteresowany szukaniem Naruto.
Nie powinieneś wstawać — powiedziała, podrywając się z miejsca. — Jesteś za słaby…
Zaprowadź mnie do Naruto — przerwał jej stanowczo.
Haruno przez chwilę próbowała zatrzymać Uchihę, aczkolwiek w końcu ugięła się pod jego twardym spojrzeniem. Z westchnieniem ruszyła przodem, wiedząc, że Sasuke podąży za nią. Mijali rannych bez słowa, ona przywykła już do takiego widoku, a on skupiony był jedynie na ogromnym zielonym namiocie, do którego wyraźnie zmierzali. Przy wejściu Sakura zawahała się, zagryzając wargę.
Po prostu daj mi tam wejść — warknął. Czemu ta kobieta wszystko utrudniała?
Dobrze — powiedziała słabo, odsuwając się.
Sasuke wszedł do środka, jednak drogę zaszedł mu jakiś shinobi.
Zakaz wstępu — oznajmił grubym głosem.
Pierdoli mnie twój zakaz wstępu — syknął, popychając mężczyznę, a w jego oczach, na krótką chwilę, błysnął sharingan. — Piąta! — krzyknął, zauważając kobietę przy stole, otoczonym innymi medykami.
Hokage odwróciła się, ukazując zmęczoną twarz.
Jesteś w tym momencie najmniej potrzebną tu osobą.
Gdzie jest Naruto? — Powtarzanie tego samego pytania już któryś raz z rzędu, zaczynało doprowadzać Uchihę do szału.
Naprawdę chcesz wiedzieć?
Zaprowadź mnie do Naruto…
Tsunade wypuściła powietrze z płuc, dając znak innym, aby odsunęli się od stołu.
Widok, jaki ukazał się oczom Sasuke, usunął stały grunt spod jego nóg. Chwiejnym krokiem podszedł do ciała Uzumakiego, które leżało bez ruchu na metalowym blacie. Kiedy znalazł się wystarczająco blisko, chwycił Naruto za dłoń. Czując chłód pod palcami, coś zmroziło serce Uchihy. Próbował odnaleźć puls, jednak bezskutecznie. Spojrzał zeszklonym wzrokiem w kierunku twarzy Uzumakiego. Nie dostrzegając żadnych emocji, żadnego uśmiechu, pękł. Po policzkach zaczęły płynąć mu łzy. Pochylając się, przyłożył czoło do zimnego przedramienia jedynej osoby, którą tak mocno kochał.
Naruto...
KONIEC


Obserwatorzy