Tytuł


Jest to blog o tematyce yaoi - miłość męsko-męska.

Jeśli nie tolerujesz tego typu rzeczy po prostu wyjdź.

poniedziałek, 12 maja 2014

Gaijin VI

Hej :) I w końcu napisałam, choć mi się nie podoba :( jakoś tak do dupy wyszło :/ Wszystko przez to, że nie piszę na kompie i mnie szlag trafia. Nie wiem, jakie były komentarze pod Aglomeracją, ponieważ jak je chciałam przeczytać, to zepsuła mi się aplikacja gmail XD Muszę ją naprawić, bo szału dostanę. Tak więc proszę, czytajcie i nie narzekajcie za bardzo, bo i tak już cierpię XD Rozdział w dodatku nie został zbetowany, ponieważ nie mam jak się skontaktować z betą XD Sama też mało przy nim siedziałam, bo nie mam czasu :c ~re-habe - zrób sobie pocztę gmail, błagam XD Tylko w taki sposób mogę Ci wysyłać teksty XD


No nic XD Czytajcie więc XD


Enjoy ;*



* * *



Itachi Uchiha starał się nie zwracać uwagi na brata, bo i po co? Przecież młodszy potrafił o siebie zadbać. Jednak czasami wynikają takie sytuacje, że za nic nie da się przejść obok nich obojętnie. A Sasuke – mimo swojego spokojnego charakteru – dość często znajdował się w samym centrum nieprzyjemnych, czy podejrzanych sytuacji. Sama sprawa z Gaijinem była mocno nie na miejscu, a warczenie i ciskanie gromami w syna wpływowego biznesmana, jak i przyjaciela ich ojca, było przesadą. Jednak co taki Sasuke mógł o tym wiedzieć? Biedne, rozpieszczone dziecko, zaśmiał się Itachi w duchu, patrząc na brata, który niemiło powitał się z Inuzuką.


– Co się dzieje, synu? – zapytał Fugaku, prostując się groźnie.


– Nic takiego, ojcze – oznajmił spokojnie Sasuke, próbując zamaskować swoją złość. Szczera kpina na twarzy Kiby, wcale mu nie pomagała.


Itachi prychnął cicho, wycofując się bezszelestnie z pola rażenia ojca. Kto by pomyślał, że taki ktoś jak Sasuke, może odzywać się do kogokolwiek z szacunkiem.


– Jestem Kiba. – Inuzuka wyszczerzył się, podając mu dłoń.


Błagam cię, pomyślał Sasuke, nie szczerz zębów, bo ci je wybiję.


– Sasuke – rzucił krótko swoje imię i schował dłonie do kieszeni, wyraźnie pokazując, co myśli o jakimkolwiek kontakcie.


– Kiba jest… – zaczął Fugaku zimnym tonem, lecz przerwał, zauważając nad głową młodszego syna jakąś osobę. Zapewne kogoś bogatego i równie nietolerującego obcokrajowców, a taka osobistość z pewnością była mu bliska. – Przepraszam was najmocniej, chłopcy, ale muszę się oddalić – oznajmił i skinął głową, by zaraz zniknąć w tłumie.


Sasuke po tym, jak jego ojciec zostawił go z Kibą, planował zacząć modlić się w nadziei, że dzięki temu Inuzuka pójdzie w cholerę, ponieważ nie ręczył za siebie. A że nie wierzył w Boga, zdawał sobie sprawę, że proszenie go o cokolwiek nic nie da i został skazany na towarzystwo kumpla Naruto.


– To jak tam? Dopiłeś to piwo? – Kiba zaśmiał się wrednie, patrząc mu prosto w oczy.


Najmłodszy Uchiha zacisnął zęby. No proszę, już wiadomo, gdzie Uzumaki się tak śpieszył. Spotkanie, też mi coś, prychnął w myślach, wyprowadzony z równowagi.


– Zrób coś dla świata i zamknij się – syknął, upijając łyk drinka, którego przyrządził jego brat – jedyny dowód na to, że Itachi kiedykolwiek stał w tamtym miejscu.


Inuzuka parsknął śmiechem.


– Nie, a ja nie wierzyłem Naruto, że masz takie świetne riposty – powiedział beztrosko, nalewając sobie pączu.


Uchisze zadrżała dłoń, jakby chciała wyrwać się do przodu. Opanował się jednak, ponieważ nie miał zamiaru później wstydzić się własnego zachowania, jak i zawieść ojca, który zapewne od razu wyrzuciłby go z domu. Jeszcze tego mu brakowało, żeby grzać miejce obok Uzumakiego w bidulu..


– Powiedziałem: zamknij się – warknął cicho, co zabrzmiało groźniej, niż mógł przypuszczać, ale widocznie Kiba się tym nie przejął.


– Boisz się, że ktoś usłyszy naszą rozmowę o gaijinie? – Cichy szept przy uchu uświadomił Sasuke, że wyraźnie zapomniał o podstawowej zasadzie: nie odwracaj się plecami do wroga, ale Kiba też pominął ważną regułę, żeby nie atakować od tyłu. – Nie martw się. To normalne, że poszukujemy przyjaciół – zaśmiał się.


Sasuke nie odzywał się nawet słowem, powstrzymując się ostatkami silnej woli przed zrobieniem z Inuzuki worka treningowego. On już znał takich typów. Kiba niczym nie różnił się od Suigetsu – z wyjątkiem nastawienia do ludzi z poza wysp. Obaj byli mocni w gębach i to tylko dlatego, ponieważ ich ojcowie lecieliby na złamanie karku do sądu, by wspaniałomyślnie wręczyć znanemu sędzinie łapówkę, gdyby ich synom groziła kara. Sasuke dobrze wiedział, że tak jest, ale u niego w rodzinie było inaczej – a przynajmniej w jego przypadku. Jeśli najmłodszy Uchiha przeskrobałby cokolwiek, to Fugaku co najwyżej kazałby pokojówce spakować wszystkie rzeczy syna i wynieść je za drzwi.


– On nie da sobą manipulować, Uchiha, zapamiętaj te słowa – powiedział z opanowaniem, a może tylko chciał tak zabrzmieć? W końcu obaj zdawali sobie sprawę, w jakim otoczeniu się znajdowali, a nie było to najlepsze położenie do bójek. W każdym razie jego słowa podziałały na Sasuke jak zimny prysznic. Coś w tonie głosu Inuzuki kazało mu uważać, jednak szybko to zignorował. – Fajnie się z tobą rozmawiało. – Poklepał go po ramieniu, jak gdyby nigdy nic. – Może dołączysz do mojej paczki, Sasuke, hm? Chętnie się tobą odpowiednio zajmiemy – oznajmił, wbijając mu palce w ramię. – Muszę cię jednak uprzedzić, że czasami w naszym gronie robi się gorąco – wyszeptał tak cicho, że Sasuke ledwo go rozumiał.


Uchiha spiął się, słysząc jego słowa. Dobrze wiedział, a zdał sobie z tego sprawę już w momencie zobaczenia Inuzuki, że Naruto Uzumaki posiadał masę tajemnic i to w dodatku bardzo szokujących. Czy Sasuke przyjmując zakład, zobowiązał się do odkrycia wszystkich sekretów blondyna? Bardzo możliwe, że tak było, ale czy chciał bawić się w detektywa? Dlaczego on w ogóle się nad tym zastanawiał?! Przecież sprawa była prosta i oczywista: życie gaijina miało go nie interesować, zadaniem Sasuke było jedynie zająć się jego tyłkiem, a nie życiorysem. Zmarszczył brwi i wyrwał ramię z żelaznego uścisku.


– Jeszcze się spotkamy, Sasuke, nie? – zapytał Kiba z uśmiechem pełnym satysfakcji.


– Wątpię – odpowiedział sucho.


Kiba roześmiał się i pokręcił głową z rozbawieniem.


– Jest tutaj, prawda? – zapytaj obojętnie, ponieważ chciał upewnić się, co do swoich myśli.


– Jest – potwierdził szatyn, najwyraźniej bardzo zadowolony z możliwości odpowiedzenia na to pytanie. – A co, chcesz się z nim spotkać?


– SASUKE! – krzyknął Itachi, idąc ku niemu, lekko chwiejąc się na boki. Zirytowany młodszy spojrzał na brata, zabijając go wzrokiem. Znowu się upił i ledwo chodził, a Sasuke miał serdecznie dosyć niańcznia starszego. – Jedziemy do domu, już! – Uwiesił się na jego ramieniu, śmiejąc się głośno. Parę osób patrzyło na niego z niesmakiem, ale skoro i tak większość była pod wpływem alkoholu, to nie mogli mu niczego zarzucić. – Jestem tak pijany, że nie mam pojęcia, co mówię, więc uważaj! – Czknął. – O! Kiba, patrz jak dawno się nie widzieliśmy! – wydarł się i wyciągnął dłoń w kierunku szatyna, która ocierał łzy, spowodowane śmiechem.


– Tak, Itachi. Nigdy więcej nie piję twoich drinków. Niby nic, ale jak mi później uderzyło do głowy… – mruknął, krzywiąc się. – Dużo wymiotowałem w każdym razie – parsknął śmiechem.


– I tak ma być! – ryknął mocnym głosem – zbyt mocnym, jak na stan upojenia alkoholowego. – Albo i nie – dodał ciszej, mrużąc oczy. – Ale ja czuję się dobrze, to wystarczy. – Pokiwał głową, jakby przekonywał sam siebie. – To idziemy?


– Idziemy  – westchnął Sasuke, dodając cicho: – I Bogu dzięki.


Itachi wyszczerzył zęby do brata, a potem spojrzał na Kibę, który nieźle się bawił, obserwując złość młodszego Uchihy.


– Nie płacz, Kiba! Jeszcze się spotkamy, w końcu ty i Sasuke macie wspólnego znajomego  – krzyknął pijackim tonem.


             Sasuke zmrużył oczy. Czy Itachi właśnie przyznał się, że wie o Kibie i Naruto? Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, że jego wypowiedź wskazywała na prosty i szybko nasuwający się fakt – Łasic znał Uzumakiego. Co więcej, imprezowali razem, tego był pewien, choć takie słowa nie padły, łatwo było się wszystkiego domyśleć. I właśnie wtedy Sasuke postanowił, że wyciągnie z brata każdą informację, która została przed nim utajona. Po tym, co usłyszał, obawiał się, że został wkopany w coś bardziej złożonego, niż mu się wydawało.


            – Z pewnością się spotkamy  – przyznał Kiba i z wielkim uśmiechem na ustach, skinął im głową, odchodząc.


            Młodszy Uchiha nie odważyłby się powiedzieć, że był trzeźwy, jednak jako osoba w miarę kontaktująca, zaczął kierować się w stronę parkingu, pomagając bratu iść. Z niemałym wysiłkiem i trudem doszli na miejsce, gdzie przy samochodzie Itachiego stał jakiś mężczyzna. Sasuke przystanął w miejscu sparaliżowany. Czy to był… Naruto? Zbliżył się powoli do „szofera” starszego. Niezbyt dobrze widział z nadmiaru promili we krwi, jednak spostrzegł rozmyte blond włosy i błysk białych zębów. To na pewno był Uzumaki!


– Sasuke! – krzyknął ucieszony chłopak. – Biedny Itachi  – zaśmiał się. – Dawaj go na tylnie siedzenie.


Uchiha zmrużył oczy, próbując wyostrzyć obraz, jednak z przykrością odkrył, że jego rogówki nie działają jak zoom w aparacie. Westchnął, bo już sam nie wiedział, czy to Naruto, czy też nie. Niby głos znajomy, ale tak inny od tego piskliwego, który posiadał Uzumaki.


– Będę rzygał, Deidara! – ostrzegł Itachi, śmiejąc się.


Sasuke warknął cicho pod nosem i oparł go brutalnie o samochód. Cholera! Mam już na jego punkcie świra!, klął w myślach na własną głupotę.


– Nic ci nie jest, Sasuke? – zapytał Deidara z uśmiechem, rozbawiony zachowaniem przyjaciela. – Masz groźniejszą minę niż zwykle.


– Głowa mnie trochę boli  – skłamał, krzywiąc się. – Zabierz tego idiotę do domu, a ja się przejdę  – powiedział, a widząc niepewną minę blondyna, dodał: – Spoko, nie jestem pijany… W każdym razie nie aż tak. Trzeźwo myślę  – zapewnił go spokojnie. – Przyda mi się odrobina świeżego powietrza.


Deidara wciąż nie był przekonany, jednak zgodził się pod warunkiem, że Sasuke zadzwoni do niego, gdy tylko wróci do domu. Uchiha mimo swojego charakteru i nastawienia do ludzi ucieszył się w duchu  – gdzieś bardzo, bardzo głęboko  – że ktoś, poza Itachim, troszczył się o niego. Zaraz zdusił to uczucie, zapominając o całym zajściu, kiedy szedł ulicą w chłodną noc. W ciszy jaka go otoczyła na pustym chodniku, starał się nie myśleć, pragnął mieć czarną dziurę w głowie chociaż przez chwilę. Nie żeby przejmował się jakimś gaijin’em, ale obawiał się, że wszystko sprowadza się do tego, że to on zostanie wydymany. Syknął i oparł się o ogrodzenie jakiegoś podwórka. Chyba kłamstwem, które wcisnął Deidarze, wywołał u siebie ból, który normalnie powinien pojawić się rano. A może już świtało? Sasuke spojrzał na niebo, ale było wciąż tak samo czarne, jak i migoczące od gwiazd. Sięgnął dłonią do kieszeni w spodniach, jednak niezbyt przejął się pustką. Zgubił telefon, ale co to zmieniało? I tak z nikim się nie kontaktował, a do Deidary mógł zadzwonić ze stacjonarnego. Westchnął cierpiętniczo. On to miał życie…


Idąc powoli i chwiejąc się niekiedy na boki, doszedł do domu cały, i zdrowy, kiedy na dworze robiło się jasno. Dosłownie rzucił się na kanapę, natychmiast zasypiając, zapominając o powiadomieniu Deidary.



* * *


               Patrząc na swoją stopę, zastanawiał się, co on wczoraj robił? Film urwał mu się w chwili, gdy Deidara wsadził go do samochodu. Jedyne, co przychodziło mu do głowy, to upadek. Był niemal na sto procent pewny, że poprzedniego wieczoru leżał na ziemi jak długi. Zostawiając w tyle myśli o prawdopodobnym kontakcie z podłożem, zaczął snuć przypuszczenia co do diagnozy, jaką postawi mu lekarz, kiedy tylko zdoła dostać się na pogotowie. Złamana czy skręcona? Kostka spuchła, była sina i bolała, a to wiedział na pewno. Itachi nie był specjalistą w medycynie, jednak potrafił łączyć fakty. Nie raz leżał po pijaku, a dwa złamał rękę, ale czy ten sam ból odczuwał w stopie? Zdecydowanie nie, a to oznaczało, że była skręcona. Itachiemu nie potrzebny był dyplom ukończenia studiów, on wiedzę czerpał z doświadczenia. Teraz, czy tego chciał, czy nie, musiał poprosić o pomoc brata, a wiedział, że to nie będzie łatwe.


               – Sasuke! – krzyknął ze swojego pokoju, choć zdawał sobie sprawę z tego, że braciszek zignoruje nawoływania. Wcale się nie mylił. – Wszystko muszę robić sam – westchnął i sięgnął ręką do szuflady, która znajdowała się w komodzie obok łóżka. Wyciągnął stamtąd do połowy opróżnioną paczkę tabletek, wsunął ją do kieszeni spodni, których widocznie nie zdjął do spania, i ostrożnie wstał. Stopa, która była kontuzjowana, wisiała w powietrzu, a cały ciężar ciała opierał się na zdrowej. Itachi nie wierzył w to, co po chwili zrobił. Niczym idiota zaczął skakać do wyjścia z pokoju, opierając się o meble, które mijał po drodze.




* * *



              Sasuke jeszcze nigdy nie czuł się tak źle. Obudził się z bólem głowy, który niemalże rozsadzał mu czaszkę, suchością w ustach, a do tego źle spał, więc kręgosłup także dawał mu popalić.


              – Umieram – wychrypał. Nie był pewien, co Itachi dodał do drinka, którym się uraczył, ale wiedział, że to go rozłożyło. Jak przez mgłę pamiętał, w jaki sposób dostał się do domu, ale to nie było ważne. – To będzie najgorszy kac w moim życiu – stwierdził na głos. Bał się podnieść, bo takie zagranie mogłoby spowodować jeszcze większe cierpienie, a jemu z pewnością już wystarczyło.


              – Sasuke? – Itachi stanął nad bratem z portfelem w dłoni. Wyglądał gorzej, niż zapewne myślał. Młodszy nawet ucieszył się trochę na jego widok, ponieważ nie był z kacem sam, a o wiele lepiej cierpi się we dwoje.


             – Daj mi tabletkę – mruknął, zamykając oczy.


             – Dam ci, ale nie ma wody – powiedział spokojnie, choć Sasuke zdawał sobie sprawę, ile to go musi kosztować.


             – Nie ma? – jęknął. – To zagotuj – syknął. – I daj ten cholerny proszek, czy co tam masz...


             – I tak będziesz musiał pójść do sklepu, bo nie będę czekał w nieskończoność, aż ta woda wystygnie. – Podał mu białą pigułkę. – Ten lek jest naprawdę mocny, więc powinien ci pomóc. Mnie już głowa przestała boleć, ale coś mi się stało z nogą. Cholernie spuchła. Nie pamiętasz, czy wczoraj gdzieś wyrżnąłem?


             Sasuke pokręcił głową. Nie pamiętał nic od chwili, gdy w jego ustach znalazł się drink Itachiego. O czym ja pieprzyłem z tym Inuzuką?, myślał, połykając tabletkę. Usiadł powoli, krzywiąc się z bólu, jednak po dłuższej chwili odczuł niewielką ulgę.


              – Zadzwonię do Deidary, on powinien coś wiedzieć – mruknął Itachi i opadł na kanapę obok niego. Od obu śmierdziało alkoholem, jednak nie potrafili zidentyfikować, od którego bardziej. Jedno było pewne – musieli się umyć, a zrobienie tego przy ich stanie, graniczyło z cudem. – Idź do tego sklepu – powiedział i przyłożył telefon do ucha.


               Murzyna sobie znalazł, warknął w myślach i wstał. Dobrze wiedział, że musiał słuchać się Itachiego i to było żenujące. Miał siedemnaście lat, a brat robił z niego nastolatka, któremu rodzice zagrozili karą na komputer, bo ociągał się z odkurzaniem pokoju. Z rezygnacją, choć już w lepszym humorze, spowodowanym ustąpieniem bólu, wyminął starszego, którego całkowicie pochłonęła rozmowa z Deidarą. Zwichniął nogę i już robi aferę, narzekał w duchu. Wszedł do łazienki na parterze, gdzie od razu zrzucił z siebie wczorajsze ciuchy. Kiedy wszedł do kabiny, odkręcił zimną wodę. Nie był to dobry pomysł, ponieważ znów odczuł ból głowy.


               – Cholera – zaklął i puścił gorącą.  Jego mięśnie zaczęły się rozluźniać pod wpływem kojącego strumienia. Zdecydowanie lepiej poczuł się, wiedząc, że każda kropla wody, która spływała po jego ciele, zmywała ten cały brud. Sam nie wiedział, jak to się stało, ale miał nogawki w błocie, tak samo i buty. Czuł się jak żul. A pomijając fakt, że on, jako Uchiha, powinien prezentować się zawsze nienagannie, stanowczo za dużo pił. Westchnął. Ograniczenie alkoholu nie było wcale takie łatwe, zwłaszcza, że nadarzało się wiele sposobności do konsumowania przeróżnych trunków. Sasuke zamknął oczy, opierając się lekko o zimne kafelki, które nabierały temperatury wraz ze wzrostem pary wodnej. Uchiha lubił brać prysznic. Nie wiedzieć czemu, stanie pod gorącą wodą sprawiało mu więcej przyjemności od leżenia w niej. Dodatkowo szum wody go uspokajał, a wanna nie oddawała tych dźwięków w tak hipnotyzujący sposób.


Po dziesięciu bezczynnych minutach stwierdził, że czas się porządnie wyszorować i wrócić do świata żywych. Może byłby bardziej zmobilizowany, gdyby posiadał jakieś plany... Odchrząkną. Przecież on nikogo nie potrzebował, równie dobrze może przeznaczyć weekend na naukę. I jeszcze Itachiemu trzeba pomóc... Potrząsnął głową i zaczął myć włosy, a jego myśli zajęły się jedynie szumem, który go otaczał.



* * *



              Patrzył na Itachiego, leżącego na kanapie, a jego czarne oczy ciskały gromami. Przeciwnie od tych starszych, które wyrażały czyste rozbawienie.


              Sasuke zacisnął zęby i już chyba piąty raz przebiegł wzrokiem po liście zakupów, jaką napisał mu brat.


              – Miała być tylko woda – warknął w końcu, ściskając pięść, w której nie trzymał kartki.


              – Plany się zmieniły. Przyjadą chłopaki i trzeba kupić trochę żarcia – powiedział wesoło i poprawił poduszkę, na której opierał nogę.


              – Jadą tu i nie mogą zrobić zakupów? – wysyczał, klnąc w duchu na tę paczkę idiotów, którzy nie potrafili zrobić niczego dobrze.


               – Przywiozą ze sobą lekarza, a nie będą się z nim tułać po sklepach – wyjaśnił z uśmiechem. – Więc pośpiesz się, co?


               – Nienawidzę cię – mruknął Sasuke i odwrócił się na pięcie, słysząc za sobą cichy śmiech. Sam nie rozumiał, dlaczego pozwalał sobie rozkazywć. Przecież, gdy nie było ojca, młodszy mógł zacząć się stawiać. Z drugiej strony, to co by to dało? Itachi i tak nie mógł się ruszyć z kanapy. Lepiej, żeby nie nadwyrężał nogi. I akurat dzisiaj pokojówka ma wolne, pomyślał ze złością, kiedy zamykał drzwi.



* * *



              – Bułki – mruknął pod nosem, odczytując pierwszą pozycję z listy. – Ale ile tych bułek? Co za bałwan – warknął. Itachi wszystko napisał ogólnikowo: wędlina, pomarańcze, napój, sushi, woda i najlepsze – dużo lodów. No brawo, bracie, pomyślał z zażenowaniem. Zaczął rozglądać się po sklepie, coraz bardziej żałując, że zgubił telefon. Jeszcze z bułkami poradziłby sobie, ale sushi? I niby skąd miał wiedzieć, czy to sushi ma być gotowe, czy może Itachi chciał produkty na to danie? Z cichym westchnieniem ruszył w stronę działu z pieczywem i od razu spostrzegł, że pułki z bułkami świeciły pustkami. Zirytowany postanowił, że kupi jedynie lody. Ich ilość była przynajmniej w niewielkim stopniu sprecyzowana. Taszcząc za sobą koszyk, podszedł do zamrażarek i zagwizdał pod nosem na widok przeróżnych smaków. Jego brat uwielbiał śmietankowe, więc wziął jedną paczkę. Dorzucił jeszcze pistacjowe i czekoladowe, a kiedy zastanawiał się nad cytrynowymi, usłyszał obok siebie śmiech. Zauważył kątem oka, jak przy drugiej chłodziarce Naruto rozmawiał z jakimś dzieckiem. Dlaczego zawsze muszę na niego trafić?, narzekał, przysłuchując się rozmowie.


              – No i gdzie ty to wszystko pomieścisz? – śmiał się Naruto, patrząc na małego chłopca, który na oko mógł mieć sześć lat.


              Sasuke skrzywił się. Kolejny bachor z bidula?


               – W brzuchu – oznajmił poważnie i złapał blondyna za rękę. – Tam, gdzie ty ramen, braciszku Naruto! – krzyknął wesoło, podskakując w miejscu. – A teraz kup mi loda! – jęknął, niemalże pokładając się na podłodze.


              – Tobie łatwo mówić, bo to nie ty płacisz, Konohamaru – westchnął z uśmiechem. – Mamy cały dzień przed sobą, a ty już każesz mi wykupić pół supermarketu. – Pokręcił głową z rozbawieniem.


              Maluch patrzył na niego chwilę, po czym zacmokał.


              – Żydzisz – rzucił.


              Naruto najwyraźniej zatkało, bo stał z lekko otwartymi ustami, ale zaraz się otrząsnął.


               – Skąd znasz takie określenia? – zapytał ze zdziwieniem, a Sasuke miał ochotę parsknąć śmiechem. Ten młot zachowywał się jakby był jego matką.


               – Kiba mnie nauczył – oznajmił i zaczął wiercić się w miejscu.


               Uchiha nie wierzył własnym uszom. Nie dość, że Inuzuka kręcił się z Uzumakim, to jeszcze zachodził do bidula. Gdyby tylko Sasuke tak robił, a ojciec by się dowiedział... Marny byłby jego los.


               – No tak – mruknął, jakby spodziewał się tego od początku.


               – To kupisz mi tego loda? – zapytał z naciskiem i nagle odwrócił się, mierząc Uchihę badawczym spojrzeniem. – Ten pan nie żydzi. – Pokazał na koszyk Sasuke.


              Zaskoczony Uzumaki popatrzył na bruneta, a ten już nie mógł udawać, że go nie zauważał. Z westchnieniem odwrócił się do niego.


               – Część – przywitał się z wyraźnym wysiłkiem. Nie to, że miał zamiar unikać go po tym, czego się dowiedział, a raczej po tym, co udało mu się zapamiętać, ale po ciężkim kacu, niezbyt miał ochotę na podchody z Naruto.


              – Hej, Sasuke! – Uśmiechnął się promiennie. – Widzę, że bardzo zdrowo się odżywiasz. – Skinął znacząco na lody.


              – Z reguły kupuję lekkie rzeczy – mruknął.


              – I sam to wszystko zjesz? – zapytał Konohamaru, podchodząc do niego.


             Sasuke wiedział, jakiej odpowiedzi ten malec oczekiwał.


             – Nie – zaprzeczył i parsknął śmiechem, na widok zadowolonej miny małego.


             – A mogę z tobą? – Pytanie wystrzeliło jak z procy.


             –Konohamaru! – oburzył się Naruto. – Nie męcz Sasuke. Już kupię ci te lody – westchnął z rezygnacją.


             – I żelki, nie? – Wyszczerzył zęby, a raczej ich resztki.


             – Tak... Wybierz, jakie chcesz i chodźmy, bo musimy jeszcze dojechać nad jezioro, a z twoimi ruchami, no cóż... – zaśmiał się, czochrając jego wlosy.


Konohamru pokiwał głową i zanurkował nosem w lodówce. Uchiha za to przypatrywał się Naruto.


            – Tak łatwo dajesz sobą manipulować – powiedział, choć z pewnością nie zdobyłby się na te słowa, gdyby pamiętał rozmowę z Kibą.


            – To tylko dziecko, w dodatku traktuję go jak młodsze rodzeństwo. I tak bym mu kupił. – Wzruszył ramionami, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. – A ty co? Aż tak bardzo lubisz słodycze?


            – Nie, mam pojebanego brata – oznajmił, a w jego głowie coś zaświtało. Miał dziwne przeczucie, że zapomniał o czymś ważnym, a co zaraz znów wyjdzie na jaw.


            – No tak, Itachi... – mruknął Naruto z nutką wesołość w głosie.


           I Sasuke się nie mylił. Co prawda nie przypomniał sobie o wszystkim, ale tyle mu wystarczyło – jak na razie. Przynajmniej wiedział, że Naruto był znajomym Itachiego. Jednak ta informacja nie ugasiła niepokoju, który wciąż tlił się w jego głowie. Poza tym pewne fakty wskazywały na to, że Naruto nie da się wykorzystać w taki sposób, jaki planował. Chyba że naprawdę łatwo nim manipulować, pomyślał i już chciał zapytać, skąd się znają, gdy Konohamaru skoczył między nich, wymachując lodem.


               – Chcę tego! – krzyknął, a na jego twarzy odmalowywało się prawdziwe zadowolenie.


               – Czyli możemy już iść? – zaśmiał się Naruto i odebrał od małego paczkę.


              – Jeszcze żelki – przypomniał z miną "myślisz–że–zapomniałem?".


              – No to leć, a ja pójdę już do kasy. – Uśmiechnął się. – Weź i dla mnie! – krzyknął, kiedy maluch odbiegł.


              Sasuke za to stał i nie miał pojęcia, dlaczego nie chce odejść. Przecież mógł już sobie pójść i zapomnieć o tym spotkaniu, ale jego nogi to utrudniały. W końcu prawa stopa oderwała się od ziemi, jednak tylko po to, by podążyć w ślad za blondynem.


               – No więc, powiedz mi... – zaczął, a Naruto spojrzał na niego z zaciekawieniem. – Skąd znasz mojego brata?


              Uzumaki nie odezwał się, aż dotarli do kasy, gdzie ustawili się w kolejce.


               – Itachiego? – parsknął śmiechem. – Wiesz, Sasuke, niby jesteś taki mądry, a nie znasz odpowiedzi na tak banalne pytanie?


               Uchiha zgromił go spojrzeniem, a mimo tego Naruto wciąż szczerzył zęby. Gaijin był jak karaluch, który przeżył koniec świata. Nic go nie ruszało. A w szkole chodzi taki skulony i przestraszony, pomyślał.


               – Jesteś Uchihą, on też jest Uchihą, więc uświadomię cię, że każdy u nas w szkole zna to nazwisko, jak i was dwóch – oznajmił, patrząc na niego tymi swoimi lazurowymi oczami.


               Nienawidzę tych dwóch kulek!, narzekał w myślach. I Uzumakiego, bo są jego częścią, cholera!


                – Nie rób ze mnie idioty – warknął.


                – Rozmawiałeś wczoraj z Kibą? – zapytał, zmieniając temat.


               – Nawet jeśli tak, to co? – syknął.


                – Nic. – Wzruszył ramionami. – Myślałem, że puścił mi kit.


                – Niby dlaczego miałby to robić? – prychnął i odwrócił od niego wzrok.


                – Bo ja wiem? To Kiba, a jego nawet ja nie rozumiem. Po prostu po tym, jak powiedział, że cię lubi, pomyślałem, że blefuje – wyjaśnił.


                Sasuke zacisnął pięści.


                – A możesz mi powiedzieć, jak to się stało, że Inuzuka kumpluje się z tobą? – Nie chciał o to pytać. Dopiero, gdy słowa wypłynęły i zawisły w powietrzu, zdał sobie sprawę, że wyszedł na idiotę. W dodatku na ciekawskiego idiotę, a Sasuke taki nie był. Po prostu zastanawianie się nad tą kwestią zbyt go męczyło.


                – A teraz będziesz mnie obrażał? – parsknął śmiechem. – To, że nasza szkoła jest taka pojebana, nie oznacza, że wszyscy Japończycy są zacofani – powiedział cicho. – Skoro tak bardzo cię to dziwi, nie rozumiem, dlaczego jeszcze tu stoisz i ze mną rozmawiasz. – Uniósł brew.


                Sasuke otworzył szeroko oczy. I co miał teraz powiedzieć? Wkopał się i to porządnie. Odchrząkną.


                 – Chodziło mi o to, jak się poznaliście – skłamał, zmieniając kierunek rozmowy.


                Naruto uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.


                 – Jasne – mruknął i położył swoje zakupy na taśmie. – Wyjmij też swoje, jest jeszcze miejsce.


                 Zmieszany Uchiha – o Boże, co się z nim dzieje?! – zaczął wyjmować lody z koszyka i kłaść je za słodyczami, które zamierzał kupić Naruto.


                 – Nie było kwaśnych! – Konohamaru biegł w ich stronę, krzycząc na cały sklep. – Mam zwykłe i jogurtowe – wysapał z językiem na wierzchu, kiedy kładł dwie paczki na czekoladzie, którą zapewnie wydębił jeszcze przed proszeniem o lody.


                 – No, Konohamaru, to będziemy mieli piknik. – Naruto zaśmiał się radośnie. – Mamy tyle słodyczy, że nie damy rady ich zjeść.


                 – Ja dam radę – stwierdził maluch z poważną miną. – Jestem mistrzem w jedzeniu słodyczy!


                 – Chyba uczniem mistrza – poprawił go Naruto.


                Konohamaru machnął ręką i przeniósł wzrok na Sasuke, który kompletnie nie wiedział, jak ma się zachować.


                – Chcesz jechać z nami? – zapytał, zadzierając głowę do góry.


                Jeśli Uchiha przed chwilą nie wiedział, co ma powiedzieć, to po propozycji, jaką dostał, czuł się jakby był chory umysłowo. Spojrzał na Naruto, który uśmiechał się radośnie. Mam się zgodzić?, zastanawiał się. W sumie to miał do wyboru to lub popołudnie z bratem i bandą idiotów. Z kamienną twarzą zgodził się skinieniem głowy. Konohamaru krzyknął radośnie, a w oczach Uzumakiego pojawiły się iskry. Czyżbym owinął go sobie wokół palca, szybciej, niż podejrzewałem?, pomyślał, po czym pochwalił sam siebie za cudowne aktorstwo.


              – I podzielisz się ze mną lodami? – Konohamaru szarpał go za nogawkę.


             Sasuke westchnął, wiedząc, że Naruto nie odciągnie chłopca od niego, ponieważ płacił za swoje zakupy.


              – Tak – powiedział łagodnie – przynajmniej w jego mniemaniu.


             Sasuke zapłacił za lody i we trójkę wyszli ze sklepu. Uchiha nie mógł wiedzieć, że czeka go upokorzenie, które zapamięta do końca życia.


11 komentarzy:

  1. Siedze sobie rano przed szkoła i myślę "Fajnie jakby był dzisiaj nowy rozdzial Gajina" a tu buuuum JEST. XD
    Świetny rozdzial, czekam na więcej. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie by było mieć takiego Naruto co kupuje tyle słodyczy. *-*
    Genialny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. haha świetny rozdział! Jestem ciekawa co ta sierota Itachi zrobił w tą żgite..? xD piknik z Naruciakiem? huehue ciekawe co sie stanie..! Pisz szybciutko! ;) Weny życzę! ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam.

    Na początku chcę zaznaczyć (zaczynam pisać komentarz nim biorę się za notkę), że moja odautorska opinia będzie szczera, jak zawsze i nie mam zamiaru "nie narzekać" ewentualnie z jakichś tam powodów. Będzie szczerze, choć nie wiem jeszcze jak, bez względu na Twoje upodobania, o ;D - tym wstępem zapewne zniechęcam Cię do czytania dalej ;p

    No to Cię rozczaruje - hejtów tym razem nie będzie,
    Rozdział mi się podobał w większej części. Uzumaki jako jeszcze bardziej zaskakujący? Fajnie.
    Jednak Uchiha .. Widzę, że walczysz z jego, ekhm, dwulicową naturą. Naprawdę (chyba) się starasz, by do Sasuke nadal był tym "chujem: z pierwszych dwóch części Niemniej jak dla mnie, co mu jedynie zostało, to postrzeganie Gaijina jako "wywłokę" społeczną i wrogie nastawienie do sierot, "bidulczyków". Bo w reszcie jest... ot, zwyczajnym Sasuke, nawet lekko za miękkim. Choć, tak sobie teraz myślę, gdybyś Ty nadal robiła z niego tego zajebistego skurwysyna z początku, akcja rozwijałaby się wolniej... W moim ostatecznym rozrachunku wolałabym wolniejszą akcję, lecz Uchihę bardziej takiego wiesz... !

    Mina Konohamaru ""myślisz-że-zapomniałem"", a raczej mojej jej wyobrażenie - świetne! ;p

    No cóż, ogólnie rozdział Ci wyszedł, nie powiem, że nie, ale czuję niedosyt. Heh. Pozdrawiam i wyjątkowo kłaniam się nisko!

    I.S.

    OdpowiedzUsuń
  5. Te ostatnie zdanie mnie przeraziło XD Niee, ja chyba nerwicy dostane...

    Ahahaha Konochamaru i jego mina myślisz-że-zapomniałem? Po prostu zajebiste xD
    No i fajny jest taki Naruto :D Heh, czyli Sasu już nie może oprzeć się blondynowi ? XD
    Ale to ostatnie zdanie nie daje mi spokoju... Jak to czytam, to aż mi jest wstyd, więc wyczówam niezły eee (co by tu jebnąć?) sajgon (taa, to chyba dobre określenie.) x.x

    Heh, a tak w ogóle, to zauważyłam, że komentarze, które piszę w nocy różnią się od tych w dzień (rano) xD

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    jak w takim momencie można skończyć rozdział, zastanawia mnie znajomość Kiby i Itachiego oraz Naruto
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Aaw >w< Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!! Upokorzenie? Juz się boje ;-;
    Weny życzę i czekam :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie napisane, bardzo mi się podoba.:) Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Twój blog jest po prostu świetny! Oh gdzie moje maniery?! Najpierw się przedstawię :) Jestem Megi. Oficjalnie twoja nowa, aktywna czytelniczka ;] Niedawno wpadłam na twojego bloga i jestem nim oczarowana. Uwielbiam opowiadania NaruSasu czy tam SasuNaru. Dla mnie kto robi za uke, a kto za seme nie ma znaczenia. Lubię obie opcje w opowiadaniach. Twoje wpisy bardzo mi się podobają. Sama piszę opowiadania od 2 lat tyle, że niestety nie są one powiązane z Naruto (niestety) choć czasem rozmyślam czy może by tak... ale to wciąż jest na razie tylko myślenie. A mój blog opisuje przygody szwadronu Storm Hawks. http://stormhawksnazawsze.bloog.pl/ to adres na mojego bloga jakby co ;] A wracając do twojego to mam zamiar ci teraz komentować każdy wpis i motywować do dalszego pisania. Bardzo mi się podoba opowiadanie ,,Gaijin" i mam nadzieję, że niedługo zostanie mi dane czytać dalszą część ;] Bardzo lubię gdy Naruto nie jest takim 1000%'owym uke. Lubię go takiego prawie nieosiągalnego i zadziornego XD Przypomina mi wtedy swój oryginał z mangi i anime. Hehe jeszcze się okaże na koniec, że w tym opowiadaniu to Naru zaliczy Saska a nie na odwrót XD Też by mi to odpowiadało. Przeczytałam wszystkie wpisy na twoim blogu, ale jeszcze w żadnym Sasuś nie był ,,na dole" przydałaby się może odmiana? A jeśli nie tutaj to w przyszłych opkach? :) Czekam z niecierpliwością na nowe wpisy ;]

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja chcę nexta!!! A jestem jak Uchih, co chcę, dostaję to XD!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Proszę więcej !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3 patrz co ty ze mną robisz ! Która godzina a ja czytam ;3
    ~Arnuuka

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy