Tytuł


Jest to blog o tematyce yaoi - miłość męsko-męska.

Jeśli nie tolerujesz tego typu rzeczy po prostu wyjdź.

sobota, 29 marca 2014

Gaijin V

Hej, Kochani! :D
            To mi się komów nawaliło pod 4 rozdziałem xD Szok xD No dobra, ale ten temat – na szczęście – już skończony :D
            Tamten temat skończony, a nowy się zaczął xD Beta…
~Kaja Jelonek – Nie rozumiem, gdzie w mojej prośbie widzisz atak na siebie, ale okej. Poza tym bety szukałam, zanim Twój komentarz pojawił się pod rozdziałem 4, więc też nie rozumiem xD
            Muszę Wam coś wytłumaczyć. Szukając bety, nie mam zamiaru prosić jej, aby zmieniała mój tekst, bo owszem, wtedy nie mogłabym powiedzieć, że to ja napisałam. Ja po prostu nie chcę żadnych błędów w tekście. Nie obchodzi mnie, że robię ich mało – przynajmniej teraz. Nie chcę ich w ogóle, a mając betę, mogę się od niej wiele nauczyć. Nie potrafię wyłapać ich wszystkich sama – i z pewnością nikt nie potrafi. Najlepiej jest mieć kogoś, kto przed publikacją przejrzy rozdział i poprawi nieścisłości. Są zdania, które wymagają poprawienia, bo są niejasne dla Czytelnika, a oczywiste dla Autora, a tego też nie potrafię dostrzec. Do tego nigdy nie zapomnę, jak napisałam w Road to Love, że Naru cieszył się z ramen, zjadł zupę, a chwilę później znów robił to samo – błędy logiczne są tak bolesne xD
~rehab-e – Nie wiem skąd mam wziąć Twojego maila xD
~Hetani – A pomodliłaś się chociaż pod tym kościołem? xD Wifi to dar od Boga xD Nie łapiesz mnie na gg, bo siedzę na kompie tylko w weekendy. Wszystko zawaliło mi się na głowę, a do tego staram się o przyjęcie do liceum z bardzo wysokim poziomem, więc trochę mam do nauki :< A spadaj z tą Agnieszką xD Wiesz, kiedy ja to napiszę? xD Mam teraz tyle zaczętych tekstów, że nie wiem, którego kontynuować xD A jaki błąd miałaś popełnić? xD Bo nie rozumiem xD
~Menma Yui – Heh… Spadająca Gwiazda? xD Mam pół rozdziału! :3 No doba, ¾ rozdziału xD Ale kiedy skończę? Nie mam pojęcia xD Chociaż skoro tęsknisz za tym, to postaram się jak najszybciej ;*
            Enjoy ;*

_______________________
Gryzł się ze sobą dwa dni, nie wiedząc, co ma zrobić. Widok Naruto, który był pewny siebie i nie wyglądał jak ostatnia ofiara losu, wyprowadził go z równowagi. Westchnął, zdając sobie sprawę, że przecież to, jak Uzumaki rozgrywał swoje życie, nie powinno go obchodzić i wcale nie musiał zaprzątać sobie tym głowy. Jedyne, co przydałoby się zrobić, to zadać blondynowi ból i to taki porządny – za te wszystkie męki Sasuke. Niestety Uchiha nie mógł go uderzyć, przynajmniej jeszcze nie, ale tak strasznie go świerzbiło! Poza tym czuł się znieważony ciosem od Naruto. Co prawda nie miał żadnego śladu, ale sam fakt, że dał się pobić gaijinowi, wprawiał go w szał.
Ale dlaczego on to robi?! – warknął, siedząc na łóżku. Nie mógł zrozumieć, jaki cel miał Uzumaki udając kogoś, kim nie był. Nie mieściło mu się to w głowie. Jego zdaniem, gdyby Naruto zaczął ubierać i zachowywać się normalnie, chociaż niewielka część ich szkoły dałaby mu spokój. I jeszcze jedno pytanie go nurtowało: czemu nie bronił się, skoro potrafił?
Dlaczego krzyczysz, braciszku?! – wydarł się Itachi ze swojego pokoju.
– Zajmij się sobą!
            Nie miał zamiaru mówić starszemu bratu, czego był świadkiem. Przynajmniej na razie zachowa to dla siebie. Sasuke musiał mieć więcej informacji i postanowił je zdobyć, a żeby to uczynić, będzie musiał pójść do szkoły i spotkać się z Naruto. Niestety, to wymagało od niego wiele opanowania, ale wierzył, że da radę.
            Drzwi do jego pokoju otworzyły się i w progu stanęła znienawidzona przez niego osoba.
Idziesz do szkoły, bo ja już się zabieram? – spytał Itachi i błysnął zębami w złośliwym uśmiechu. – Naruto na ciebie czeka, ruszaj się.
            Sasuke prychnął wściekle i obrzucił go morderczym spojrzeniem.
A żebyś wiedział, że czeka - syknął.
              Itachi zaśmiał się wrednie i poszedł na dół nie oglądając się za siebie, aby poczekać na młodszego brata w samochodzie.
Nienawidzę go – warknął. – Nienawidzę ich wszystkich. Głupi ludzie – mówił sam do siebie, kiedy zakładał buty. – Same problemy z nimi.
Pada ci na mózg, braciszku – oznajmił Itachi z całkiem poważną miną i wyjechał z podwórka, gdy Sasuke w końcu wszedł do auta. – Narzekasz na swoje marne życie, a dzieci w Afryce głodują. Nie ładnie, nie ładnie. – Pokręcił głową.
Moje narzekanie jest tak samo złe, jak twoje pławienie się w szczęściu – skrzywił się. – Poza tym, to nie moja wina, że tam mieszkają i w ogóle. Teraz chętnie zamieniłbym się z tymi dziećmi miejscami. Niech one polują na Uzumakiego.
Przestań przeżywać, Sasuke! – Itachi spojrzał na niego zirytowany. Najwidoczniej miał już dość wałkowania tyle razy tego samego tematu.– Wciąż stwarzasz z tego wszystkiego jakieś problemy, a masz naprawdę proste zadanie! Przyprowadzasz go na domówkę, spijasz, prześpisz sie z nim i koniec! Ja co weekend mam w łóżku jakiegoś faceta i uwierz, że są lepsi w tych sprawach od kobiet – powiedział zły. – Wszystko wyolbrzymiasz! Gaijin, no okej, ale gdybyś tylko chciał postawić się ojcu, to nie miałbyś tak zrytej głowy!
            Młodszy Uchiha milczał chwilę, zaskoczony tym nagłym napadem złości.
Dobra, zamknij się już – warknął i odwrócił głowę, patrząc za okno. Wiedział, że Itachi miał rację. Nie powinien tak się angażować i przejmować się. Dlaczego nie potrafił załatwić niczego na spokojnie? Jeszcze nigdy nie czuł się tak zmęczony, a to przecież dopiero początek.
Jesteśmy – poinformował go brat. – Hej, Sasuke. Pamiętaj, żeby być sobą. Twój charakter nie powinien go odstraszyć, przynajmniej  nie aż tak bardzo… Chyba – parsknął śmiechem.
            Sasuke wyszedł z samochodu, trzaskając drzwiami. Ruszył trawnikiem, raz po raz kiwając komuś głową na powitanie. Podszedł do Suigetsu, który leżąc na trawie, strzelał zalotne uśmiechy do jakiejś panienki. W końcu, gdy zauważył Sasuke, podniósł się, ale głupi uśmiech nie zniknął, a stał się jeszcze bardziej irytujący.
To jak tam? Czemu cię w szkole nie było? Uzumaki musiał tęsknić – zaśmiał się.
Nie będę ci się tłumaczył – prychnął z pogardą.
Nie ładnie – pokręcił głową. – Jesteś niemiły, Sasuke. Jak możesz?
Przestań się zgrywać, bo nie chcesz, żebym się wkurzył – wysyczał z niesamowitym jadem w głosie i podniósł go za kołnierz. Suigetsu był pyskaty, ale nie potrafił się bić. Zawsze zasłaniał się wpływowym ojcem i zwykle ludzie machali na niego ręką, jednak Sasuke nie bał się Hozukiego. Nie miał zamiaru dawać sobą pomiatać, a i Suigetsu o tym wiedział.
Nie denerwuj się, Sasuke – zaśmiał się nerwowo, czując, że przesadził. – Puścisz mnie, prawda?
Jeszcze dzisiaj ci daruję, ale uderzenie nastąpi znienacka – uśmiechnął się zjadliwie.
Ty mnie winisz za gaijina! – krzyknął Suigetsu, jakby dopiero teraz, to odkrył. – Ale ja ci tylko dziwkę załatwiłem – wyszczerzył zęby. – W dodatku, można powiedzieć, że egzotyczną. Nigdzie w Japonii nie znajdziesz naturalnego blondyna, każda suka malowana. – Uchiha przewrócił oczami i puścił go. Rozmowy z tym człowiekiem były zbyt męczące. Z westchnieniem usiadł na niewielkim murku i przebiegł znudzonym wzrokiem po uczniach. Nigdzie nie widział Uzumakiego. Zacisnął pięści, zdając sobie sprawę, że blondyn w tamtym momencie mógł stać ze swoim kumplem i śmiać się – bardzo możliwe – z nich, z bogatych dzieciaków. Kiedy miał już wstać, aby wejść do szkoły, ktoś w niego uderzył. Moje życie jest tak monotonne, mruknął w myślach, patrząc z góry na marną postać Uzumakiego, która jeszcze dwa dni temu w metrze wcale taka marna nie była.
Cześć. – Przywitał się chłodno. Skoro miał nie udawać, to nie zamierzał też czynić sztucznych uprzejmości. – Uciekłeś mi ostatnio. Nie wiem czy wiesz, ale nie lubię być olewanym. W dodatku mnie uderzyłeś – wysyczał, pochylając się nad nim groźnie.
            Naruto spojrzał na niego, a następnie na otoczenie. Ludzie już wchodzili do szkoły. Wyjrzał więc jeszcze za plecy Uchihy i nie widząc nigdzie Suigetsu, wyszeptał:
Przepraszam, jeśli bolało. – Uśmiechnął się kpiąco. – Chyba że nie, to wtedy mogę poprawić, tym razem zamawiasz z siniakiem? – Przekrzywił głowę, przyglądając mu się badawczo. – W fioletowym byłoby ci ładnie – dodał jeszcze ciszej.
              Sasuke zacisnął pięści, bo wręcz gotowało się w nim ze złości. Ten frajer wyraźnie sobie z niego kpił! W dodatku dobrze się przy tym bawił, a Uchiha nie mógł pozwolić na takie zagrania w stosunku do jego osoby.
W co ty grasz? – warknął.
Ja? – udał zdziwionego. – Ja jestem bezbronnym gaijinem. W nic nie gram, bo nie przyjęli mnie do drużyny – zrobił smutną minę. – Tam też mnie nie lubią. Smutne…
            Sasuke westchnął. Był niemalże na skraju załamania. Patrzył na niego moment, a widząc jego kpiący uśmiech, nie wytrzymał i chwycił go brutalnie za koszulkę.
– Jeszcze raz spróbujesz mnie dotknąć, a obiecuję ci, że zapłacisz za to – wysyczał z taką miną, jakby miał przed sobą menela, który zarysował mu lakier nowego ferrari.
              Naruto nic nie odpowiedział. Mierzyli się wzrokiem. Sasuke był wściekły, a po minie Uzumakiego nie dało się wyczytać nic, choć w jego oczach tańczyły małe ogniki. Uchiha puścił go i uśmiechnął się cwaniacko, mając nadzieję, że się dogadali.
To co? Uwzględniasz jakąś rekompensatę za tę ucieczkę? – Gładko zmienił temat, jakby groźba sprzed chwili była jakimś wymysłem.
Pomyślę nad tym, jeśli znów nie wyskoczysz z głupimi propozycjami – parsknął śmiechem, najwyraźniej biorąc przykład z Sasuke i udając, że nic się nie stało.
              Uchiha obserwował go chwilę. "Głupie propozycje"? Przecież chciał dobrze, ale skoro tamto nie wypaliło, to co mogłoby takiemu Amerykaninowi się podobać?
– Urwijmy się z lekcji – rzucił pomysł, który pierwszy przyszedł mu do głowy.
Jesteś niegrzecznym chłopcem, Sasuke – pokręcił głową z dezaprobatą. – A ja jestem takim twoim przeciwieństwem, no i co my zrobimy? Spójrzmy jednak na tę sprawę z innego punkty widzenia. Zauważ, że wcześniej nie dopiłem piwa. – Przybrał na twarz minę filozofa, ale zaraz znowu uśmiechał się jak idiota.
            Uchiha pokiwał czarną czupryną.
Chcesz się schlać w biały dzień?
Nie mogę się schlać – zaprzeczył Naruto. – Ja piję kulturalnie, jak przystało na Uzumakich!
Jesteś z bidula, nie znasz swojej rodziny – zauważył z niesmakiem.
             Naruto znowu obejrzał się, lecz dziedziniec był już pusty.
Rodziny może nie, ale mamę, tak – oznajmił bez cienia emocji. – Dlatego właśnie jestem kulturalny, chyba nie uważasz, że moje opiekunki, tak cudownie mnie wychowały!
Jasne... Cudownie – prychnął, powtarzając za nim z kpiną. – Cudowny, to jestem ja!
Nie wątpię – zacmokał. – To idziemy, czy będziemy tak sterczeć?
             Sasuke zmrużył oczy, a w jego głowie panował istny mętlik. Przytaknął i ruszyli razem chodnikiem w stronę centrum Tokio. Czego tam szukali? Ani jeden, ani drugi nie miał pojęcia.
– Lubię wiosnę – odezwał się Naruto. – Zdecydowanie lepiej znoszę upokorzenia o tej porze roku – parsknął śmiechem, jakby to było coś zabawnego, jednak Uchiha mu nie przerywał, ciekawy, co jeszcze wypłynie z tych amerykańskich ust. – Dość często zastanawiam się, co wy macie w głowach – zaśmiał się. – I czasami mam wrażenie, że pobrzmiewa tam pustka.
             Sasuke milczał chwilę, aż w końcu powiedział:
– Widziałem cię w metrze.
             Naruto wyszczerzył zęby w cwanym uśmiechu i niespodziewanie skręcił w prawo, obierając kierunek bardziej na obrzeża miasta. Uchiha kroczył dzielnie za nim, oczekując jakiejkolwiek reakcji.
– Wiem – przyznał się. – Myślisz, że gdyby tak nie było, to zachowywałbym się w ten sposób? – rozłożył ręce. – Zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś strasznym dupkiem? – dodał po namyśle i, z tylko sobie znanego powodu.
– Żadna nowość. Powinieneś się przyzwyczaić – oznajmił z wyniosłą miną.
              Naruto nie skomentował tej wypowiedzi, w ogóle już się nie odzywał, aż doszli do jakiegoś monopolowego, by kupić piwo. Sasuke niezbyt orientował się w okolicy, jednak ten jeden raz pozwolił dać się poprowadzić.
– Tu bez problemu sprzedadzą nam po piwie – poinformował go Naruto, patrząc na drzwi sklepu. – Sprzedawca dobrze mnie zna, więc ja kupię. Jakie piwo preferujesz? – wyszczerzył zęby. – To najdroższe? Zapewne cena podejdzie pod dobrą flaszkę.
– Ciemny Strong – rzucił oschle, przerywając bezsensowną paplaninę Naruto, która znaczyła dla niego tyle, co nic. – I jakbyś mógł, to się pośpiesz – powiedział i sięgnął do kieszeni po portfel. Kiedy już miał wyjąć pieniądze, Uzumaki ze zirytowaną miną wszedł do sklepu bez słowa. Uchiha westchnął. Nawet, gdy chciał zapłacić za piwo, to temu nie odpowiadało. I niech ktoś mu powie, że to kobiety mają skomplikowany umysł. Takiemu facetowi raz coś odpowiada, raz nie i ma bardziej zmienne nastroje od płci pięknej. Sasuke miał nadzieję, że odkąd odkrył tajemnicę Naruto, ten już będzie zachowywał się normalnie. W końcu miał wytrzymać z nim cały miesiąc.
              Naruto wyszedł z dwiema puszkami w dłoniach i wyglądał, jakby przestał się na niego denerwować. Od razu podał oba piwa Sasuke, mrucząc ciche "Potrzymaj", po czym zdjął okulary i włożył je do torby, następnie wyjmując stamtąd malutkie pudełeczko. Zaraz po tym rozchylił powiekę prawego oka i nałożył na nie soczewkę, którą wyjął z opakowania, mrugając przez chwilę. Uśmiechnął się i odebrał jedną puszkę, otwierając ją.
– Nie widzisz na..? – zdziwił się Sasuke, lecz Naruto przerwał mu w pół zdania:
– Od razu nie widzę – parsknął śmiechem. – Urodziłem się z wadą wzroku tylko w prawym oku – wzruszył ramionami. – Jakoś żyję.
            Sasuke już otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak wykonanie tej czynności uniemożliwił mu telefon, który zaczął głośno dzwonić. Westchnął cierpiętniczo i spojrzał na wyświetlacz. Zmrużył oczy, widząc nieznany numer.
– Słucham? – odebrał, przybierając na twarzy poważną minę, kiedy usłyszał głos sekretarki swojego ojca. – Rozumiem. Stawię się. Dziękuję za informację – powiedział i rozłączył się, marszcząc czoło.
– Co jest? – zapytał Naruto, sącząc Stronga. – Wzywają cię gdzieś, królu ciemności? – zaśmiał się.
– Przymknij się na chwilę – warknął i wybrał numer do swojego brata. Już po kilku sygnałach Itachi odezwał się w słuchawce. – Dzwoniła do ciebie? Nie rozumiem, po co my tam? Nie lubię tego gnojka…  – skrzywił się, a Uzumaki zaczął przyglądać mu się z zaciekawieniem. – Nie chcę tam iść i spędzać kolejnego wieczoru z tymi sztywniakami! W ogóle nie rozumiem tego wszystkiego. Po cholerę im, ten bankiet?! Co z tego, że jego syn wraca?! Chuj mnie to! Sam się zamknij – fuknął. – Dalej mi się to nie podoba, ale dobra… – mruknął niechętnie. – Wrócę, to pogadamy – powiedział jeszcze, przeczuwając, że zaraz zaczną się niewygodne pytania i schował telefon do kieszeni, urywając rozmowę. Jakoś nie miał ochoty wysłuchiwać umoralniających gadek brata. Spojrzał na Naruto, który wciąż wlepiał w niego oczy.  – Na co się patrzysz?
            Uśmiech blondyna z każdą sekundą powiększał się. Szczerzył do niego białe zęby jak głupi.
– Myślałem, że lubisz takie przyjęcia – zaśmiał się. – W końcu to twoje środowisko.
– Nie myśl, po prostu nie myśl – westchnął cierpiętniczo. Nie dość, że miał gaijina na karku, to do tego doszedł jeszcze głupi bankiet z równie głupią rodziną. Nie wychodzi ci to.
– Dlaczego jechałeś wtedy metrem? Przecież tacy jak ty, mają lepsze sprzęty – zapytał, unosząc brew.
– Owszem, mam lepszy sprzęt – powiedział i spojrzał wymownie na swoje krocze.
– Drań! – fuknął i odwrócił wzrok. – Nie zachowujesz się, jak rodowity Japończyk. W zasadzie nikt z naszej szkoły tak się nie zachowuje, a przecież powinni, nie sądzisz?
– Ten temat jest męczący – oznajmił, wzdychając ciężko. Nie lubił rozprawiać o zachowaniach różnych klas społecznych, bo zwykle pewnych rzeczy nie dało się racjonalnie wyjaśnić. Napił się piwa i ruszyli razem w stronę, z której przyszli. – Lepiej powiedz, dlaczego ty odstawiasz taki teatrzyk. – Skinął głową na jego sweter.
– A co? Nie podoba ci się? – rozłożył ręce na boki, przybierając niewinną minę. Mierzyli się chwilę wzrokiem aż Naruto parsknął śmiechem. – Do tej pory nie wierzę, że dałem się przyłapać – wydął dolną wargę. – Teraz muszę żyć w nadziei, że mnie nie wydasz tym idiotom.
– Czemu ci na tym zależy? Przecież potrafisz się obronić, pokazałeś to w galerii – powiedział, nieco się krzywiąc. Wciąż zastanawiał się, jak po takim uderzeniu, nie miał żadnego siniaka.
– Coś tam potrafię – mruknął. – Ale obiecałem komuś, że nie będę pakował się w kłopoty, a ja dotrzymuję słowa – oznajmił, patrząc przed siebie. – Poza tym, ci ludzie przynajmniej mają jakieś zajęcie, a mi to i tak zwisa. W dodatku sam na całą szkołę i ich kontakty, nie dałbym rady. Jeszcze tego mi brakuje, żebym wylądował w więzieniu, albo poprawczaku, bo jakiś bogaty dzieciak poskarżył się rodzicom. Myślisz, że dlaczego nie masz śliwy pod okiem? – zaśmiał się. – Kumpel nauczył mnie uderzać, tak, żeby nie zostało śladu.. To przydatne – Spojrzał na niego znacząco, a jego oczy zamigotały.
            Myśl Sasuke, o tym, że jest bezmyślnym idiotą, trwała tylko sekundę. Przecież każdy ma prawo do przeoczenia jakiegoś oczywistego faktu, prawda? Zacisnął usta i poprawił torbę na ramieniu.
– Uważasz, że poskarżyłbym się rodzicom? – warknął. Uzumaki naprawdę miał go za pustego dzieciaka! Czy w rzeczywistości taki był? Prawda bolała, ale Naruto miał rację. Uchiha po prostu mieli to we krwi, a może to tylko wymówka? Może Sasuke, widząc swoje błędy, usprawiedliwiał je przekonaniami własnego ojca, nic z tym nie robiąc z czystej obojętności, która opanowała jego umysł już dawno?
– Szczerze? – uśmiechnął się delikatnie. – Już teraz nie mam pojęcia, co o tobie myśleć – powiedział. – Jesteś bogatym dupkiem, który najwidoczniej czegoś ode mnie chce. Pytanie tylko, co? – Zmrużył oczy.
            Sasuke spiął się po tych słowach. Uzumaki najwyraźniej nie był tak głupi, jak Uchiha go ocenił. Pluł sobie teraz w brodę, że nie był ostrożniejszy. Może popełnił gdzieś błąd? Co, jeśli powiedział coś, czego nie powinien? Odchrząknął.
– To już nie można zawiązywać nowych znajomości? – zapytał, próbując się uśmiechnąć.
– Przestań się krzywić – zaśmiał się Naruto. – Jesteś strasznie sztywny – zauważył. – Wyglądasz, jakby ktoś włożył ci kij od szczotki za koszulkę – oznajmił i zgniótł pustą puszkę, wrzucając ją do śmietnika, który stał niedaleko. – Napiłbym się jeszcze, ale jest środek tygodnia. – Skrzywił się z bólem.
– Zachowujesz się jak alkoholik – zakpił Sasuke, zadowolony ze zmiany tematu.
– Może nim jestem – powiedział bardziej do siebie. – Będę musiał to przeżyć – mruknął i wyjął z kieszeni telefon. Nie był może jakiś super nowy i zapewne modny, ale jak widać, blondynowi to nie przeszkadzało. Sprawdził godzinę i schował sprzęt z powrotem. – Ja muszę spadać.
– Nie rozumiem – zdziwił się Sasuke. – Przecież technicznie jeszcze lekcji nie skończyliśmy.
– Co się burzysz? – szturchnął go lekko ramieniem. – To nie podchodzi pod ucieczkę. Po prostu mam pewne ee... spotkanie i muszę iść. Miałem zwolnienie na dzisiaj.
            Uchiha pokiwał głową, nie wnikając w temat. I tak Naruto już wiele mu o sobie powiedział. Jak na jeden dzień, powinno wystarczyć, tak czy inaczej nie interesowało go to. Pytał, bo wydawało mu się, że musiał to robić. Chociaż… Naprawdę intrygowała go sprawa z tym całym udawaniem bezbronnego i milczącego, ale skoro poznał odpowiedź…
– To ja lecę. Masz może gumę do żucia? Wolałbym, żeby nie było czuć ode mnie alkoholu –  wyszczerzył zęby.
– No tak. Przecież jesteś grzecznym chłopcem – parsknął śmiechem i wyjął z kieszeni paczkę miętowych drażetek. – Trzymaj. – Nasypał mu kilka na dłoń.
– Dzięki – uśmiechnął się szeroko– I radziłbym ci schować to piwo. Wychodzimy już na te bardziej zaludnione tereny. – Puścił mu oko i zaraz zniknął za rogiem.
            Sasuke po prostu za nim nie nadążał. W Uzumakim było wręcz za dużo energii! Już chyba wolał, kiedy Naruto był tym cichym, zastraszonym gaijinem. Będzie musiał przyzwyczaić się do jego dziwnych zachowań. I właśnie w tamtym momencie, Sasuke pierwszy raz pomyślał, że ciekawy był nocy, podczas której wyląduje z Naruto w łóżku. I mimo dreszczy obrzydzenia, które nim targały, podejrzewał, że przespać się z kimś takim, jak ten blondyn, może być całkiem interesująco. Przecież Sasuke zdążył już się przekonać, że nie ma mocy na ostudzenie temperamentu "obcego".
* * *
              Patrzył na garnitur, krzywiąc się nieznacznie. Oczywiście wiedział, że zakładając owe ubranie, będzie prezentował się nieziemsko, jednak nie uśmiechało mu się to. W takim stroju zbyt przypominał swojego ojca – typowego, szarego ważniaka, dla którego liczą się tylko pieniądze.
– Jesteś gotowy? – zapytał Itachi, wchodząc do pokoju. Starszy Uchiha z pewnością nie marnował czasu, kiedy wrócił ze szkoły. Wyglądał po prostu jak milion dolarów – jakby ten bankiet był nie wiadomo czym. – No cóż, braciszku – zaśmiał się, widząc młodszego kompletnie nieprzygotowanego. – Stawiasz większy opór niż zwykle, jednak chciałbym przypomnieć ci, że mamy niewiele czasu, a...
– Ojciec nie będzie na nas czekał – dokończył za niego i, z dość widocznym cierpieniem na twarzy, wszedł do łazienki, biorąc ze sobą garnitur.
– No właśnie. – Itachi był wyraźnie zadowolony. – Widzę cię za pięć minut na dole! – krzyknął i opuścił terytorium młodszego.
              Sasuke zrzucił z siebie mundurek i już po chwili zawiązywał czarny krawat, będąc w pełni ubranym. Z satysfakcją zanotował kolejny raz, że w garniturze niezmiernie było mu do twarzy i chyba jedynie ten fakt utrzymywał go przed rzuceniem się z mostu. Włożył szkolny uniform do kosza na brudy i, gdy jego buty znalazły się na stopach, zszedł na dół, poprawiając włosy. Żadną nowością było to, że rodzina Uchiha najlepiej prezentowała się na bankietach, bo przecież posiadali niesamowitą urodę. Sasuke uśmiechnął się czarująco do własnego odbicia, kiedy stał w przedsionku.
– Tak, tak, jesteś piękny i tak dalej, jednak pozwól, że już wyjdziemy – oznajmił Itachi i wypchnął go z domu, zamykając drzwi na klucz. Już zaraz po tym obaj siedzieli w samochodzie Łasica.
– Jak się czujesz ze świadomością, że nie będziesz mógł pić? – Sasuke zaśmiał się złośliwie i spojrzał na brata beznamiętnie – mimo uśmiechu na ustach.
– Jaki ty się cwany zrobiłeś. – Itachi parsknął śmiechem. – Ale nie ma opcji. To, że ty masz zły humor, wcale nie oznacza, że i mnie w taki wpędzisz. – Pokręcił głową z rozbawieniem. Jego braciszek naprawdę nie miał serca. Żeby tak denerwować celowo ludzi, bo samemu czuje się podle? – Muszę zmartwić twój chamski mózg samoluba, jednak załatwiłem sobie na dziś wieczór kierowcę.
– Ciekawe – oznajmił to takim tonem, jakby go to nie interesowało i tak też było. – Rozumiem, że ja mam cię dowlec do auta, a twój kierowca będzie czekał w samochodzie?
– Tak – odpowiedział krótko, a reszta drogi minęła im w milczeniu.
             Pod rezydencję rodziny Hyuga dojechali dość szybko, ponieważ Itachi nie przewidział tak małych korków i trudno było mu się dziwić. Mieszkając w takim mieście jak Tokio, trzeba być zawsze nastawionym na duży ruch uliczny.
             Już z samego wjazdu światła latarni zaczęły ich razić, utrudniając na moment widoczność. Zaraz jednak odzyskali możliwość widzenia i ujrzeli przed sobą ogromną fontannę z marmuru. Itachi zagwizdał pod nosem z wrażenia, gdy ujrzeli willę. Niski, długi i oszklony budynek otaczał basen, który w niektórych miejscach stawał się węższy, by zaraz stać się szerokim. Dookoła na trawie posadzone były przeróżne gatunki kwiatów, a w oddali bracia dostrzegli drzewa Sakury oraz oczko wodne pomiędzy roślinami.
– No to się urządzili – zarechotał Itachi, mając w głowie obskurny salon w ich domu.
– Daj spokój – prychnął Sasuke wyraźnie zniesmaczony. – Prostota.
              Itachi pokręcił głową. Czy Sasuke w ogóle coś się podobało, bo jakoś nigdy nie zauważył.
              Podjechali pod dom i ze zdziwieniem odkryli, że nie byli pierwsi. Na podjeździe stało już masę  samochodów. Zauważyli nawet limuzynę ojca. Wysiedli więc z pojazdu i udali się w kierunku drzwi wejściowych. Sasuke starał się ujrzeć kogokolwiek po drugiej stronie oszklonej ściany, jednak dom wydawał się pusty. Wzruszył ramionami i zadzwonił do drzwi, wymieniając z Itachim zdziwione spojrzenia. Po chwili ciszy usłyszeli jakieś kroki. Odwrócili się, napotykając wzrok wysokiego blondyna w stroju barmana.
– Przyjęcie odbywa się za domem, szanowni panowie – powiedział uprzejmie, jednak w jego brązowych oczach kryła się irytacja, zapewne wywołana przez obowiązek powiadamiania nowych gości o miejscu bankietu.
– Dziękujemy – oznajmił oschle Itachi i ruszyli we dwójkę w stronę drogi, dzięki której można było dostać się do ogrodu. Już w połowie przebytego dystansu usłyszeli głośne rozmowy i spokojną muzykę w tle.
– Kurwa – syknął jeszcze Sasuke zanim pierwsza osoba ich zauważyła, a tą osobą była ich matka.
– Och, jak się cieszę, że was widzę! – Uśmiechnęła się i podeszła do nich, całując każdego z synów w policzek. – Nie mogłam się doczekać aż przyjedziecie. Sasuke kochanie, nie widziałam cię miesiąc – przytuliła go do siebie.
– Nie przy ludziach, mamo – mruknął, choć nikt nie zwrócił na nich większej uwagi.
– Oczywiście – szepnęła i wygładziła jego marynarkę. Nagle rozejrzała się i ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, zapytała: – Gdzie się podział Itachi?
– Zapewne poszedł się napić – wzruszył ramionami i krytycznym wzrokiem przebiegł po dekoracjach oraz gościach. Nikt ani nic specjalnie się nie wyróżniało, dlatego postanowił dać poprowadzić się matce, która wspominała coś o jakiejś Tsunade.
– To właśnie mój syn, Tsunade – oznajmiła Mikoto z dumą.
               Znaleźli się obok starszej kobiety, która została szczodrze obdarzona przez naturę. Sasuke uśmiechnął się czarująco i ucałował jej dłoń, jak nakazywała grzeczność.
– Mam na imię Sasuke. – Skłonił się. Zbierało mu się na wymioty, gdy musiał wykonywać takie uprzejmości, dlatego między innymi nienawidził tych spotkań z ważnymi ludźmi, gdzie do każdego trzeba było odnosić się z szacunkiem. – Miło mi panią poznać.
– Tsunade wspomaga finansowo sierocińce w Japonii – wyjaśniła Mikoto, a dostojny uśmiech nie schodził z jej ładnej, choć już nie tak młodej, twarzy.
– Och, tak – przytaknęła kobieta i zatrzymała jednego z kelnerów, biorąc z tacy czarkę z sake. – Uwielbiam dzieci – powiedziała i wypiła alkohol jednym chlustem. Sasuke odczuwał dziwne wrażenie, że Tsunade wcale nie lubiła bawić swoich małych podopiecznych.
– Pójdę przywitać się z ojcem – poinformował matkę i nie zważając na dziwną minę Tsunade, wmieszał się w tłum. Z początku naprawdę chciał porozmawiać z Fugaku, jednak szybko zrezygnował z tego pomysłu, ponieważ wiedział, jak to się skończ, a nie miał ochoty wysłuchiwać, jaki to on niewdzięczny, czy bezużyteczny. Stanął na moment w miejscu, próbując dostrzec bufet między ciałami, otaczających go ludzi. Kiedy w końcu spostrzegł kawałek stołu nad ramieniem jakiejś kobiety, ruszył w tamtą stronę, doskonale wiedząc, kogo tam spotka. Stanął obok brata, który z iskrami w oczach i uśmiechem na ustach mieszał ze sobą drinki. Sasuke uderzył go w ramię i usiadł na krześle. – Przestań bawić się w alchemika, błagam. Nie mam zamiaru świecić za ciebie oczami.
– Bez spiny, braciszku – zaśmiał się Itachi. – Nie takie rzeczy się piło.
            Sasuke przewrócił oczami i sięgnął po kieliszek z szampanem. Zaczął powoli sączyć alkohol, rozkoszując się smakiem. Jego myśli odbiegły z dala od bankietu, zatrzymując się na chwilę przy Naruto. Potrząsnął głową, odganiając wizję uśmiechniętego blondyna. Zdecydowanie powinien od niego odpocząć.
– To zrobiło się niebieskie! – krzyknął Itachi, najwyraźniej szczęśliwy z powodu odkrycia. – A było zielone, czaisz?!
            Młodszy Uchiha spojrzał na drinkówkę, w której pływało odkrycie brata i jęknął w duchu. Kolor drinka doskonale oddawał odcień tęczówek gaijina.
A idź z tym w cholerę, Itachi – warknął, odwracając się od niego. Upił kolejny łyk szampana i rozejrzał się. Niezbyt wiele zobaczył, jedynie jakieś mało znaczące osoby, które rozmawiały ze sobą z poważnymi minami. Nagle zakrztusił się alkoholem, spostrzegając swojego ojca. Łzy pociekły mu z oczu i zaczął kaszleć, odstawił więc kieliszek na stół i złapał kilka głębokich oddechów.
– A tobie co? – zdziwił się Łasic, patrząc na niego. – Pić nie umiesz?
            Sasuke obrzucił go morderczym spojrzeniem, kaszlnął jeszcze raz i zapytał:
– Z kim rozmawia nasz ojciec?
            Itachi obejrzał się.
– Z Kibą, synem Inuzuki, kojarzysz?
– Inuzuka?! – podniósł głos. – Przecież… Przecież to przyjaciel ojca!
– No i co w tym dziwnego? – spytał starszy, nie mając pojęcia, o co chodzi bratu.

            Sasuke nie odpowiedział, zbyt wstrząśnięty nowym odkryciem. Kiba Inuzuka, syn wpływowego biznesmana, członek rodziny z tradycjami, włóczy się z gaijinem. To przecież jego widział w metrze wraz z Naruto! Patrzył na nich, nie mogąc pojąć, jak ten chłopak ukrywał przed rodziną znajomość z „obcym”. Niespodziewanie dla Uchihy, Kiba spojrzał na niego, uśmiechając się pod nosem. Ich oczy utkwione były w sobie przez ułamek sekundy, a potem Fugaku zaczął iść w stronę Sasuke wraz z synem swojego przyjaciela, którego mina wyrażała czyste wyzwanie.

8 komentarzy:

  1. sorka, zapomniałam o kontakcie xD
    ale już Ci napisałam na gg.
    cóż, widzę, że fabuła się rozkręca.
    Naruto jest w tym opowiadaniu bardzo złożoną postacią i zastanawiam się, co z tego wyniknie...
    no i co knuje Kiba :D
    coś mi się wydaje, że Sasuke, z drapieżnika zamieni się w ofiarę HYHY
    kim jesteś Naru?
    pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten Naruciak! Kocham go normalnie! Ah ten Sasu.. Taki niezadowolony z życia..jak ja xD najbardziej podobalo mi sie mieszanie drinków przez Itacha xD ta podnieta xD i ten motyw z Kiba.. Ty to masz mózgownicę! Czekam na następny rownie swietny(jak zawsze) rozdzialik!
    Pzdr, Toruuś^^ <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy rozdzialik Cx

    Mam nadzieje ze znajdziesz bardzo dobra bete :3 powodzenia!

    Pozdrawiam,
    Menma Yui

    PS-dziekuje ze postarasz sie wstawic "Spadajaca Gwiazde " :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuuuu a się akcja rozwinęła xD no już, już nie bede więcej o niej wspominać (Naruto już dawno...) xD Rozdzialik wspaniały, a akcja rozwija się bardzo, ale to bardzo ciekawie... ahhh...Kibuś <3 uwielbiam go (i tak się chowa przy Sasuke i Naruto xD) no ale cóż..oni są glównym wątkiem xD Naruś i mina niewiniątka <3 musze w końcu sie za Shippuudena zabrać T^T ale nie ma czasu T^T i internetów -,- biedna ja xD dobra ja kończe... powodzenia z liceum. Nadal mnie przeraża twój poziom o.O
    XD
    Branoc...ciii nie zauważą xD

    OdpowiedzUsuń
  5. No, to jestem. Nawet nie wiesz, jakam jest zła na siebie, ale cóż, muszę posłodzić i pozrzędzić jednoczenie.

    Po pierwsze - świetnie, że są opisy, choć mogłabyś popracować nad nimi, żeby były ciut ciekawsze. Ogólnie, jestem z nich zadowolona, żeby nie było ;)
    Hstoria co prawda staje się coraz ciekawsza, ale jednocześnie wykorzystujesz wątki mi osobiście znane. gdy doszłam do końca notki i napisałaś tam o Kibie... szczerze się tego spodziewałam, niestety. Zaskoczyło mnie to z poprzedniego rozdziału, że Naruto nie był tym, za kogo się podawał, ale tym Inuzuką już nie. Hmm. ale nie można mieć wszystkiego, nie? ;)

    Gubię się trochę w tym całym Uzumakim, ale cóż, muszę od początku przeczytać całe opowiadanie i poukładac sobie wszystko w głowie..

    Jak wiesz, opowiadanie jest dla mnie świetne i mi się podoba, i podkreślam to, żebyś znów nie była zdołowana moim komentarzem. Co do stylu, nie mam za wiele doczepek, bo piszesz lepiej niż kiedyś, ale za to popełniasz więcej błędów stylistycznych (źle zastosowane frazeologizmy, połączenia wyrazów, jakieś niedozwolone mixy.). Wyłapałam również parę literówek, ale nie są one ważne, serio je zignorowałam ;)

    Co do Sasuke.. Mam osobistą prośbę. Zdecyduj się, co? raz robisz z niego prawdziwego chuja, a za chwilę wtykasz mu w usta kwestie, które nie pasują do tak wcześniej wykreowanego charakteru ;) Utrzymać charakter bohatera jest ciężko, wiem, ale warto próbować ;**

    No, ogólnie rozdział mi się podobał. Pozdrawiam
    I S

    P. S. Powiedz mi, zaglądasz do mnie jeszcze? xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Na początku opowiadania Narutowydawał się taki biedny i bezbronny. A teraz z każdym rozdziałem coraz bardziej pokazuje pazurki. Może onwcale nie takibiedny? No iteraz jeszcze Tsunade (może babcia Tsunade) i kumpel Kiba syn wpływowej rodziny... A może domniemana ofiara okaże się w rzeczywistości sprytnym myśliwym, który wymyślił doskonałą intrygę, by upolować Drania (np. do spółki z Itachim, może nawet zakład był jego zagrywką)? Pozdrawiam i Wena życzę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Łaaaaaaaa! Emiko, taki szok! Ty jestes w moim wieku! xD
    Zawsze myslalam, ze starsza jestes, bo piszesz bardzo fajnie i tak jakos... No poprostu, ze mi sie podoba ;D
    Rozdzial mnie zadziwil... No bo jak to tak? Naru nagle jest pewny siebie, a Sasu przy nim wydaje sie juz nie byc takim chujem jak wczesniej. Ale i tak baaaaardzo mi sie podoba <3<3<3
    Zajebiscie piszesz. Oczywiscie, bylo kilka bledow, ale one nie przeszkadzaly w czytaniu, wiec to naprawde dobrze ;)
    Powodzenia w dalszym pisaniu :*
    ~Psychedelic smiles

    Ps. Jesli jestes z Warszawy to nie idz do Staszica... Ja chodze tam do 3 gimnazjum i zarywam nocki na nauce, a uwierz w liceum jest o wieeeeleee gorzej. To tak jakbys byla z Wawy xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    wspaniały rozdział, Sasuke na przyjęciu spotkał Kibę, choć przez chwile myślałam, ze pojawi się tam Naruto ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy