Hej!
Dawno
mnie nie było, ja wiem. No ale pojedynek skończył się, wygrałam
i teraz mogę już Wam pokazać mojego fika, którego tak namiętnie
męczyłam w wakacje. Dziękuję tym osobom, które podjęły się
oceniania, z tego, co wiem, były takie dwie. Cieszę się, że mój
tekst podobał Wam się najbardziej.
Teraz
przejdę do kwestii rozdziałów opowiadań. Kminię nam Gaijinem,
ale nie wiem, kiedy napiszę rozdział. Szkoła okazała się złem,
mój profil okazał się złem, a będzie jeszcze gorzej. Także
weekendy przeznaczam na umieranie, ale teraz, kiedy już nie będę
miała co wstawić, zapewne zepnę poślady i napiszę. Noż ile
można się opierdalać?! Także ten, zapraszam do czytania i
komentowania, bo smutkuję :(
~maxii
- No wiem, wiem, że 24 :D I jest :3
Tytuł:
Wieś z piekła rodem
Długość:
5295 słów
Pairing:
SasuNaru
Gatunek:
humor
Ostrzeżenia:
WIEŚ! xD a tak to brak :3
Beta:
Arcenciel i Summon :D
***
Zadziwiające,
ale pierwszym dźwiękiem, który dotarł do uszu Sasuke po
przebudzeniu, było pianie koguta. Musiał przyznać, że nie
spodziewał się takich rewelacji w samym centrum wielkiego miasta.
Jego zdaniem winę za tę anomalię ponosił Naruto. Z pewnością
ustawił taką melodyjkę na budzik w telefonie. Brunet, mimo
irytującego jazgotu, nie otworzył oczu. Niezbyt często miał
okazję się wyspać, dlatego chciał jak najlepiej skorzystać z
urlopu.
— Młocie
— warknął, kiedy hałas stał się nie do zniesienia. — Wyłącz
to, zanim ja to zrobię — mruknął groźnie i przykrył głowę
poduszką, jednak niewiele to pomogło. Dźwięk był przytłumiony,
lecz wciąż słyszalny. Policzył w myślach do dziesięciu. Po
co ten idiota nastawiał budzik, skoro mamy wolne? Zrozumiałby, gdyby musieli jechać na lotnisko po południu, ale
wylatywali na wakacje późno w nocy, więc wstawanie o świcie nie
miało sensu.
— Młotku
— niechętnie powtórzył. — Ogłuchłeś? — Podniósł się,
przez co poduszka
spadła
na
ziemię.
Gdy lustrował otoczenie w poszukiwaniu chłopaka, zauważył
czarnego kota, który leżał zaraz obok niego. Uchiha przełknął
ślinę, po czym kichnął. Na
zawołanie, kurwa mać, sarknął
w myślach. Kiedy szok minął, jak oparzony wyplątał się z
pościeli i upadł na podłogę. Wstał, odchodząc od łóżka,
ponieważ nie chciał wiedzieć, jakie skutki przyniesie tak bliski
kontakt ze zwierzęciem. W końcu niecodziennie osoba uczulona na
sierść budzi się z futrzakiem.
— Zabiję
tego
idiotę
— rzucił
głośno. Dlaczego
ten debil przyprowadził do domu sierściucha?! Wkurzony
zacisnął mocno pięści. Kichając i ocierając płynące z oczu
łzy, zaczął szukać torby, w której były jego leki. Wtedy też
zdał sobie sprawę z faktu, że nie znajdował się we własnej
sypialni.
— To
także coś nowego — prychnął, czując narastające ciśnienie.
Potrzebował wyładować emocje, dlatego
gdy tylko
dopadnie Naruto, obije mu tę bezczelnie roześmianą twarz, a
dopiero później zacznie przesłuchanie. Bo co do winy blondyna nie
posiadał żadnych wątpliwości. Odchrząknął nerwowo, kiedy kot
poruszył się, zmieniając pozycje. Jednak poza futrzakiem, brunet
miał jeszcze inny problem – nigdzie nie mógł znaleźć bagaży.
Jeżeli Uzumaki przywiózł tutaj Sasuke bez żadnych lekarstw,
Uchiha go zabije. Mimo wszystko żywił nadzieję, że nie będzie
musiał aż tak krzywdzić chłopaka. Nieważne co mówił na temat Młotka tak czy inaczej go kochał. Wierzył też w inteligencję
partnera,
przynajmniej
chciał wierzyć.
Zirytowany
podszedł do okna, które dopiero zauważył. W sumie ciężko było
je dostrzec, ponieważ zostało zasłonięte ciężkimi firankami, a
te utrudniały przepływ światła. Odsunął
na bok zasłony i wytrzeszczył oczy, zaskoczony widokiem, jaki
zastał.
Zacisnął
zęby, starając
się
zachować spokój. Przecież nie miał zamiaru wariować w kompletnie
nieznanym miejscu. Brał pod uwagę fakt, że niekoniecznie dom stał
pusty, a ostatnim, czego potrzebował, było zrobienie z siebie
idioty przed obcą osobą.
Odetchnął
i wyjrzał przez szybę, rozglądając się po wielkim podwórku.
Kilka nowoczesnych maszyn rolniczych zostało postawionych zaraz obok
stodoły, która wyglądała na odnowioną.
Wzdłuż gospodarstwa stały też mniejsze budowle. Z tego, co
wiedział Uchiha, a wiedział niewiele, mogły być to stajnie lub
chlewy, ewentualnie oba te obiekty.
Zasłonił
dłonią oczy i westchnął. Bolała go głowa, a sytuacja, w jakiej
się znalazł, tylko ten ból wzmacniała. Do tego alergia niczego
nie ułatwiała. I na sam koniec najlepsze – nie pamiętał żadnych
szczegółów z poprzedniego dnia. Sekundowe przebłyski wspomnień –
szklanki
wypełnione
czymś
kolorowym oraz Młotek, siedzący obok Suigetsu –
przewijały
się przez głowę bruneta.
— W
co ja się wpakowałem? — zapytał, dobrze wiedząc, że odpowiedź
przyjdzie wraz ze znalezieniem Uzumakiego.
Jak
na zawołanie Naruto pojawił się… w drzwiach stodoły,
wyjeżdżając stamtąd
kombajnem.
Sasuke zazgrzytał zębami i w osłupieniu patrzył, jak jego na wpół
rozebrany chłopak kierował maszyną. Scena była tak absurdalna, że
Uchiha musiał uszczypnąć swoje ramię, by móc uwierzyć w
realność tego wszystkiego. Jednak ból wcale go nie przekonał.
Uważał, że znajdował się pod wpływem jakichś środków
odurzających, innego wytłumaczenia nie uwzględniał.
Oprzytomniał
w momencie, kiedy blondyn wyszczerzył się w jego stronę i pomachał
energicznie, po czym skręcił, wjeżdżając na pole.
— Kurwa
mać — syknął, uderzając pięścią w ścianę, jednak to
okazało się złym posunięciem. Odskoczył do tyłu, rozmasowując
obolałe knykcie. — Naprawdę, zabiję go — mruknął pod nosem,
podchodząc do otwartych drzwi.
Idąc
korytarzem,
potknął się o plecak, który leżał na samym środku przejścia.
Z irytacją podniósł torbę, rozpoznając własność Młotka.
— Syf
jak zawsze — mruknął, przeszukując przedmiot. W najmniejszej
kieszeni znalazł woreczek ze swoimi lekarstwami. Odetchnął i
natychmiast zażył odpowiednią dawkę. Nie mógł powiedzieć, że
poczuł się lepiej. Tak czy inaczej będzie kichał jeszcze przez co
najmniej pół godziny, a teraz, kiedy bruneta otaczały zwierzęta,
zużyje zapewne tony chusteczek higienicznych. Z westchnieniem
podniósł się, po czym zszedł po krętych schodach. Kiedy dotarł
do jasnego salonu, chciał jak najszybciej dostać się na zewnątrz,
jednak zdjęcia, które wisiały nad kominkiem, przykuły jego uwagę.
W jednej chwili przypomniał sobie rozmowę, jaką prowadził z
Naruto dwa tygodnie temu.
***
Ze
znudzeniem przewracał oferty wycieczek różnych biur podróży.
Ziewał co raz, mając już dość ciągłego czytania głupich
chwytów reklamowych. Nie rozumiał, jak dał namówić się
Itachiemu na wakacje za granicą ani wypożyczenie bratu swojego
mieszkania,
gdy
będzie przebywał
w
innym kraju. Wiedział, jakim idiotą był starszy, dlatego godzinę
po wyjściu od mężczyzny, sprzedał sobie
mentalnego
kopa. Zawsze ulegał sugestiom tego bałwana i przeczuwał, że tym
razem także pożałuje swojej decyzji. Urlop chciał spędzić w
domu ze swoim chłopakiem, dlatego liczył na sprzeciw ze strony
Naruto. Niestety
Sasuke
bardzo dobrze znał Uzumakiego, podejrzewał więc, jaka będzie
odpowiedź. Ta jednak go zaskoczyła…
— Nie, Draniu, nie jedziemy na żadne Karaiby, Hawaje, Haiti czy co tam
sobie wymyśliłeś — powiedział, kręcąc głową.
—
Dlaczego?
— Poderwał ze zdziwienia głowę, patrząc mu w oczy z irytacją.
— Pół roku trąbiłeś, że masz dość miasta i najchętniej
wyrwałbyś się stąd w jakieś spokojniejsze miejsce.
— Po
prostu… — mruknął i odwrócił wzrok, podchodząc do partnera.
— Mamy inne plany — oznajmił z zaciętą miną, siadając obok
chłopaka.
— Plany,
o których nie wiem kompletnie nic? — sarknął wkurzony. —
Myślisz czasami, Młocie?
— Chociaż
raz się zamknij,
Sasuke
— warknął rozdrażniony. — Tu nie chodzi o mnie, rozumiesz? —
Zlustrował
go
ostrym spojrzeniem.
Brunet
wykrzywił wargi w półuśmiechu. Uwielbiał stanowczego Naruto,
jednak nie zmieniało to faktu, że sam był zdenerwowany.
— Więc
co? Oświecisz mnie w końcu czy przesiedzimy wieczność gapiąc się
na siebie?
Uzumaki
westchnął z wyraźną niechęcią, opierając się o miękkie
poduszki.
— Jiraiya
i Tsunade wyjeżdżają za kilka tygodni na jakąś wycieczkę, którą
wygrali w konkursie… Nie pamiętam jakim. — Skrzywił się. — W
każdym razie Jiraiya poprosił mnie, żebyśmy na czas ich
nieobecności zajęli się gospodarstwem, a…
—
Zgłupiałeś
— przerwał mu
i
prychnął. — Mam uczulenie na sierść, Młotku.
— No
tak, ale…
— Nie
ma żadnego „ale”, Naruto — powiedział stanowczo. — Albo
jedziemy razem do
Barcelony.
— Wziął
jedną z ulotek i przeczytał. — Albo jedziesz sam na tę głupią
wieś. Wybieraj.
—
Świetnie
— warknął, wstając. — Bardzo ci dziękuję — burknął
jeszcze na odchodnym
i
wszedł
do sypialni, trzaskając drzwiami.
Sasuke
wzruszył ramionami, po czym chwycił telefon, zamierzając
zarezerwować miejsca.
***
Przyłożył
palce do skroni, rozmasowując je lekko. Niesamowite, że
pozwolił wykiwać się Naruto.
Młotka znał przecież bardzo dobrze,
więc
powinien
zorientować się, że chłopak coś
kombinował,
skoro nie wracał już do tematu wyjazdu. Wciąż zagadką było to,
w jaki sposób
został zaciągnięty
na
tę farmę. Jeśli Uzumaki go upił i bezczelnie przewiózł, Uchiha
nie zamierzał mu tego darować. Nie sądził, by miał kaca,
aczkolwiek głowa pulsowała tępym bólem, a taki stan rzeczy musiał
co
nieco
znaczyć.
Zresztą czuł się tak pierwszy raz, ponieważ zawsze unikał
alkoholu – najwyraźniej wczoraj robił to bezskutecznie.
Nigdy nie podejrzewałby, że mieszka pod jednym dachem z takim
cwanym lisem. Cholerny
idiota, prychnął
w myślach. Ociągając się, ruszył do drzwi wyjściowych. Niezbyt
wiedział, co powinien powiedzieć swojemu chłopakowi, gdy go
znajdzie. W tamtym momencie żadne słowa nie wyrażały złości
Sasuke. Wyszedł na zewnątrz, jednak i tam los
podstawił
mu nogę.
Przy
zejściu z werandy stała krowa. Wielkie zwierzę przeżuwało
leniwie trawę, obserwując beznamiętnie chłopaka. Sasuke z
przerażeniem cofnął się do środka, z hukiem zatrzaskując drzwi.
Oparł czoło o framugę i odetchnął głęboko, po czym parsknął
śmiechem.
— O
kurwa — mruknął pod nosem, nie dowierzając. Chyba
mam halucynacje.
Spuścił głowę, wpatrując się w zakurzone panele. Przeniósł
wzrok na bose stopy, a następnie zlustrował resztę ciała. Sam nie
wiedział, jak mógł tego nie zauważyć, ale stał ubrany jedynie w
bokserki, w dodatku bielizna należała do Naruto. Świetnie,
pomyślał
z irytacją. Jeszcze
tego brakowało, żebym biegał po podwórku w samych gaciach. Wykrzywił
wargi niezadowolony
i wszedł
szybko
z powrotem na górę. Przynajmniej miał pewność, że w domu
znajdował się tylko on – nie licząc kota, którego musiał
unikać.
Kiedy
tylko zdał sobie sprawę z tego, kim byli właściciele
gospodarstwa, wnętrze posiadłości stało się znajome. Co prawda
przyjechał
tutaj
tylko
dwa razy w ciągu znajomości z
Naruto,
jednak znał rozmieszczenie pomieszczeń. Tsunade zapewne zmieniła
wystrój, w innym wypadku zorientowałby się od razu, gdzie został
przywieziony – tak sądził.
Gdy
dotarł do pokoju, w którym obudził się zaledwie pół godziny
wcześniej, spojrzał z ukosa w stronę łóżka. Nie chciał
wierzyć, że spał tam, gdzie Jiraiyia wraz z
żoną…
Potrząsnął
głową. Zdecydowanie nie powinien kłaść się w tamtym miejscu.
Naruto oberwie też
za
to, przecież mógł wybrać sypialnię dla gości. Zamknął na
chwilę oczy, po czym sprężystym krokiem podszedł do ogromnej
szafy, która zajmowała całą ścianę
naprzeciwko okna.
Otworzył garderobę i
natychmiast
zauważył dwie czarne walizki, oparte o jedną ze ścianek głębokiej
szuflady. Chwycił bagaż, wyjmując go za pierwszym szarpnięciem.
Musiał przyznać, że Uzumaki bardzo dobrze wszystko przemyślał.
Dzięki temu, że Uchiha
był
spakowany do Barcelony, ten nie musiał się niczym martwić. Co
za beznadziejny plan, prychnął
w myślach, uśmiechając się kpiąco, chociaż wiedział, że
blondyn postawił na
swoim,
robiąc to dość efektownie.
— Dałem
się złapać jak jakaś pieprzona mysz — powiedział
niezadowolony, zakładając bluzkę.
***
Dziesięć
minut po tym,
jak
założył ciuchy, zszedł po schodach do kuchni i usiadł przy
stole. Obracając
solniczkę między palcami,
która kształtem przypominała kolbę kukurydzy, czekał,
aż
zagotuje się
woda.
W tamtym momencie kofeina była tym, czego potrzebował najbardziej,
nie wliczając w to chusteczek.
Kot
dopadł go, gdy schodził po schodach. Futrzak ocierał się o nogi
bruneta, mrucząc przy tym z zadowoleniem. Zdaniem Sasuke zwierzę
czerpało
przyjemność z zatruwania mu życia, nie
musiał długo czekać,
żeby
poczuć kręcenie w nosie.
Taki
był finał –
on
męczył się z katarem wywołanym przez alergię, a nieznośne
stworzenie
zostało
wyrzucone z domu. Wykrzywił wargi w lekkim uśmiechu. Jeszcze tylko
doprowadzi do końca sprawę z Młotkiem i będzie mógł spokojnie
wyjechać. Nie chciał nawet myśleć, ile pieniędzy straci, jeśli
nie wyleci dziś wieczorem do
Barcelony.
Jego
ponure rozmyślania przerwał odgłos otwieranych drzwi. Wygiął
kpiąco usta, po czym spokojnie wstał, podchodząc do gwiżdżącego
czajnika. Czekając na Naruto, zalał kawę, a następnie zamieszał
napój łyżeczką. Gdy podnosił kubek do ust, Uzumaki wszedł do
kuchni, drapiąc się nerwowo po karku.
— Sasuke!
— Wyszczerzył zęby, co wyszło mizernie w połączeniu ze
spanikowaną nutą w głosie. — Jak się spało? — zapytał,
siadając przy stole. Uchiha z zadowoleniem obserwował sztywne kroki Młotka. Boi
się, słusznie, zaśmiał
się w duchu i upił gorzki łyk
napoju.
— Całkiem
przyjemnie — odpowiedział, próbując
zachować
kontakt wzrokowy, jednak blondyn
uparcie
obserwował
ścianę przed sobą. — Byłoby wręcz cholernie idealnie, gdyby
nie pieprzony fakt, że obudziłem się w obcym łóżku, obcym domu
i, do kurwy nędzy, z kotem obok siebie! — krzyknął, wrzucając
naczynie z kawą
do
zlewu. Czarna ciecz rozchlapała się na wszystkie strony, parząc
dłoń Sasuke. Nie przejął się tym jednak i stanął przed Naruto,
chwytając go za podbródek. — O czym ty,
do
cholery, myślałeś, przywożąc mnie tutaj, co?!
Uzumaki
szarpnął głową, uciekając od dotyku.
—
Musiałem
coś zrobić! Przecież nie przyjechałbyś tu sam! — Popchnął go
lekko i podniósł się z krzesła. — I nie wspominaj mi znowu o
tym, że masz uczulenie, Draniu! Od tego są leki, które zresztą
posiadasz!
Uchiha
nie wierzył w to, co słyszał. Czy Młot był naprawdę takim
idiotą?
—
Myślisz,
że wziąłem urlop po to, żeby łazić z tonami chusteczek i męczyć
się z jebanym katarem? — Zacisnął pięści.
—
Przestań, Draniu, nie chcę się kłócić — mruknął zrezygnowany, opadając
z powrotem na mebel.
Zdziwiony
Sasuke usiadł obok chłopaka. Nie rozumiał blondyna, w końcu
zawsze, kiedy się kłócili, trwało to dużo dłużej, do tego
żaden
z nich nie odpuszczał.
— Nie
możesz robić takich rzeczy, Młocie — warknął cicho. Mimo
wszystko nie chciał podnosić głosu, skoro miała być to
jednostronna walka. — Upiłeś mnie i bezczelnie przewiozłeś. To
prawie jak porwanie!
Naruto
spojrzał mu w oczy, zachichotał cicho, po czym uśmiechnął się
szeroko.
— Sam
wsiadłeś do auta, a nawet wyszedłeś z domu, jeszcze zanim to
zaproponowałem — powiedział,
wybuchając śmiechem.
— Jak
to?
— Byłeś
tak zalany, że natychmiast chciałeś wrócić do domu — prychnął
i
zakrył dłonią usta, widząc komiczną minę swojego partnera. —
Tak, kochanie, piliśmy u nas. Próbowałem cię zatrzymać, ale
byłeś uparty. Za nic nie mogliśmy ci wytłumaczyć, że jesteśmy
w domu.
— Cholera
— jęknął,
łapiąc się za głowę. — Dolaliście mi wódki do soku? —
bardziej stwierdził niż zapytał.
—
Smakowało
ci. — Zagryzł wargę, by stłumić śmiech. — Później sam
sobie wziąłeś.
— Już
lepiej się nie odzywaj, Uzumaki, bo za chwilę stracę cierpliwość
— mruknął
zirytowany.
Ten,
o dziwo, posłuchał i zamilkł. Siedzieli w ciszy – każdy
pogrążony we własnych myślach. Sasuke zastanawiał się, jak mógł
pozwolić sobie na taką nieuwagę. Poza tym nie rozumiał, dlaczego
jego własny chłopak dolał mu alkohol do soku. To było dość
chamskie zagranie. Może
jeszcze się popłaczę?, pomyślał
wkurzony. Nie mógł robić z siebie ofiary losu. Młot zrobił co
zrobił i poniesie konsekwencje. Jeszcze dzisiaj Uchiha zamierzał
wyjechać. Poleci sam do Barcelony, a do Uzumakiego nie odezwie się
słowem. Cały plan runął – a nawet nie wykonał pierwszego kroku
– w chwili, gdy blondyn złapał go za rękę i wlepił swoje duże
oczy w te czarne, zimne jak lód.
—
Przepraszam,
Sasuke, ale chciałem w jakiś sposób pomóc Jiraiyi — szepnął
— wiesz,
że zrobił dla mnie bardzo wiele. Gdyby nie on, nie wyjechałbym na
studia do miasta. Zapewne wylądowałbym gdzieś pod mostem. Jest dla
mnie jak ojciec i kiedy w końcu dostał okazję do odpoczynku, nie
miałem serca mu tego odmówić — wyznał, robiąc „tę”minę.
Minę, przez którą Uchiha zawsze głupiał.
Brunet
zacisnął wargi
w
wąską linię, po czym wypuścił powietrze z
ust.
— No
dobrze — mruknął
z
niechęcią. — Ale wiesz, że stracimy kupę kasy?
— No
nie wiem. — Uśmiechnął się lekko. — Tak w sumie, to twoje
bilety lotnicze są fałszywkami.
— Co?
— Uniósł brew. Czuł, że nie odkrył jeszcze wszystkich
niespodzianek. I wcale nie twierdził, że tego chciał.
— Mam
znajomości! — Zaśmiał się z tajemniczym wyrazem twarzy. —
Zostaniemy tutaj tylko kilka dni, Draniu, obiecuję — powiedział
już
z powagą. — Mamy jeszcze drugi tydzień urlopu, więc pojedziemy
sobie nad jakieś jezioro. — Wyszczerzył się. Sasuke miał ochotę
go uderzyć. Blondyn zrobił tak wiele głupot, a jeszcze śmiał nim
manipulować. — Osobiście dopilnuję, żebyś nie napotkał na
swojej drodze żadnego futrzaka, okej?
— Dobra
— westchnął, poddając się. Zagadką było to, dlaczego wyrażał
na
wszystko
zgodę, mimo że wiedział, kiedy Naruto stosował swoje sztuczki.
Przecież gdyby tylko chciał, zapewne potrafiłby powiedzieć „nie”.
— Ale od teraz jesteś moim dłużnikiem — zaznaczył, grożąc
mu efektownie palcem.
— Nieraz
to słyszałem — prychnął,
machając lekceważąco ręką. — Niech ci będzie. — Schylił
się
i
wyszeptał wprost do jego ucha: — A teraz… Teraz pokażę ci
podwórko.
—
Cudownie.
— Wstał, śmiejąc się ironicznie. — Co z tą krową? —
zapytał
niepewnie.
— Z
Franią? Spokojnie, jest niegroźna — zapewnił,
ciągnąc bruneta w stronę wyjścia. Uchiha jednak szczerze wątpił
w słowa swojego chłopaka – przecież on był kompletnie szalony!
***
Po
kilku godzinach, spędzonych na świeżym powietrzu,
Sasuke
poczuł się źle. Nawet bardzo źle. Ewidentnie czymś śmierdział,
mimo że unikał dotykania czegokolwiek. Nie rozumiał, dlaczego
Naruto tryskał energią w takim miejscu. Osobiście nie dałby rady
robić tych wszystkich rzeczy. Dlatego, kiedy zobaczył worek z
paszą, nie był zadowolony. Uzumaki
próbował
nauczyć go karmienia koni – podobno banalne. Brunet odkrył
jednak, że zwierzęta go nie lubią, a leki nie pomagają w obliczu
bezpośredniego kontaktu. Wysypka na prawej dłoni pojawiła się
bardzo szybko i to był koniec ich wycieczki. Chłopak pierwszy raz
nie wpadł w złość na myśl o uczuleniu.
Kiedy
siedzieli w kuchni, próbując każdej maści, jaką znaleźli,
blondyn
postanowił
wynagrodzić Sasuke cierpienie. Podjął temat, gdy zawijał jego
rękę bandażem.
— Wiesz, Draniu, może pooglądamy sobie dzisiaj gwiazdy? — rzucił, po czym
zagryzł wargę. Wiedział, że takie pomysły spotkają się z
pogardą. Obaj nigdy nie potrafili mówić otwarcie o uczuciach.
Bardzo trudno przychodziło im zrobienie czegoś romantycznego.
Traktowali to jako powód do wstydu, jednak niezaprzeczalnie każdy
czasem potrzebował intymnej atmosfery ze swoją drugą połówką.
— Jaki
ty romantyczny, Młocie — prychnął
kpiąco.
— Lepsze
to niż siedzenie w domu — burknął
i
spuścił wzrok. — Bo wiesz… chciałem pokazać ci miejsce, w
którym przesiadywałem, kiedy byłem nastolatkiem — powiedział
nieśmiało.
Uchiha
zamrugał, patrząc na niego sceptycznie. Nie należał do ckliwych
osób, natomiast nie był dupkiem, a przynajmniej nie zawsze. Skoro
Uzumaki chciał podzielić się z nim miejscem, z którym wiązał
zapewne dużo wspomnień,
brunet
musiał wiele znaczyć dla blondyna. Kochał Młotka
jak
i on Sasuke, choć nie mówili sobie tego często. Sami nie wiedzieli
z czego to wynikało. Może chodziło o męską dumę? Czy
potrzebowali tych wszystkich zapewnień, słodkich słówek?
Osobiście uważał, że deklaracje oraz wyznania to jedynie dodatek.
Jemu wystarczało jedno spojrzenie w lazurowe tęczówki partnera,
pocałunek lub inny drobny gest. Chociaż mówienie, że się kogoś
kocha nie powinno nikogo zawstydzać, on miał z tym problem.
— I
nie będzie tam zwierząt? — zapytał,
lustrując chłopaka badawczym spojrzeniem. Miał już serdecznie
dosyć tych futrzaków. Ręka dalej swędziała, co okropnie go
drażniło.
— Nie.
Będziemy tylko my i gwiazdy — wyszeptał kokieteryjnie.
— Uważaj,
bo jeszcze posikam się ze szczęścia — zakpił, przez co Naruto
roześmiał się głośno. — Wiesz… — zaczął i objął
blondyna w pasie, kiedy ten skończył zakładać opatrunek.
— W
takich miejscach zwykle rozdziewicza się niewinne niewiasty.
— Przykro
mi, ale nie jestem w posiadaniu żadnej dziewicy oraz niewiasty,
dzięki Bogu. — Parsknął śmiechem. — Ale możesz poudawać —
wymruczał, przylegając do jego klatki piersiowej.
— Hm,
zapomnij — powiedział
Uchiha, odsuwając się.
— W takim razie pozostaje nam oglądanie gwiazd.
Uzumaki
naburmuszył się, ale poprowadził bruneta do wyjścia. Na zewnątrz
panował już mrok i tylko latarka, którą wzięli z domu,
oświetlała im drogę. Szli wolno, uważając, by nie wejść w
żaden dołek. Sasuke stawiał kroki po omacku, chociaż mógł
dostrzec niewyraźny zarys swoich stóp. Kiedy dotarli do celu,
Naruto otworzył stodołę, a powietrze przeciął przeraźliwy
hałas.
— Cholera
— zaklął. — Stań obok mnie, bo zapomniałem schować
narzędzia.
— Podał mu bateryjkę, a następnie skinął głową w stronę
kupki porozrzucanego metalu. — Poświeć mi, a ja przerzucę to na
bok.
Uchiha
wzruszył ramionami, ale wykonał polecenie. Stał z jedną ręką w
kieszeni i ani myślał bardziej angażować się w pomaganie.
Zresztą nie miał w czym, bo moment później wejście zostało
uprzątnięte, a on sam wepchnięty do środka.
— Musimy
wejść po drabinie — uprzedził, stawiając nogę na pierwszym
szczeblu. — Wejdę pierwszy. — Ruszył do góry, znikając w
ciemnościach. Brunet westchnął cicho, czekając,
aż Młotek się odezwie. Po krótkiej chwili usłyszał krzyk: — Teraz
ty!
Skrzywił
się, jednak posłusznie ruszył w ślady Uzumakiego i zaraz znalazł
się obok uśmiechniętego chłopaka. Wywrócił oczami, widząc jego
minę, ponieważ ten znów przeżywał niczym dziecko, które dostało
swoją pierwszą zabawkę.
— Więc
prowadź — powiedział,
nie mając pojęcia, gdzie miałby postawić krok. Wokół panował
mrok, było gorąco, a przy tym ciasno. Naruto zaśmiał się,
łapiąc
partnera za rękę, całe szczęście tę bez wysypki.
— Pochyl
głowę, bo jeszcze uderzysz w jakąś belkę — oznajmił
wesoło,
otwierając klapę nad nimi. Drań
poczuł
jak coś lekkiego wysypało się wprost na jego włosy, jednak
zostawił to bez komentarza. W końcu jako facet nie miał zamiaru
marudzić na temat swojej fryzury. Mimo że było to irytujące –
ale czy ktoś musiał o tym wiedzieć?
— Złap
się krawędzi i podciągnij. To już ostatnia wspinaczka.
— Zamknij
się, Młocie — warknął
i
zrobił co mu kazano bez żadnego wysiłku.
— No
tak, jak mógłbym zapomnieć, że pan Uchiha zawsze da radę? —
zażartował, jednak dostał za to po głowie. — No wiesz, Draniu?
Mógłbym cię pozwać. Przemoc w rodzinie i te sprawy. —
Szturchnął go lekko w ramię. — No już nie bądź taki sztywny,
to nadaje się jedynie do łóżka.
— No
co za idiota — mruknął,
uśmiechając się lekko. Rozejrzał się dookoła, ale w
ciemnościach niczego nie dostrzegł. — I to tutaj? Trochę tu
ciemno, jesteś pewien, że znajdujemy się w odpowiednim miejscu?
— Ty
to chciałbyś od razu wszystko wiedzieć. Najpierw wstań i zamknij
tę klapę.
— Jeszcze
będzie mi rozkazywał — westchnął.
— Patrz, Draniu, i nie narzekaj.
Sasuke
co prawda patrzeć nie mógł, ponieważ Naruto wspaniałomyślnie
postanowił zgasić latarkę, choć mimo tego słyszał ciche kroki
za plecami. Miał nadzieję, że Uzumaki zapali zaraz światło.
Przez chwilę panowała cisza. Uchiha
już
chciał się odezwać, kiedy niespodziewanie do środka wpadł blask
księżyca.
— Co
ty robisz, Młotku? — zapytał
i
odwrócił się w stronę chłopaka, dostrzegając niedaleko
jego
zarys. Podszedł do partnera, który ułożył się na kupce siana,
obserwując niebo widoczne przez dziurę w dachu.
— Połóż
się obok mnie — powiedział.
— Kiedyś przychodziłem tutaj codziennie.
— I
tak ci się nudziło, że wyciąłeś dziurę w dachu? — prychnął,
siadając.
— Ano
nie. To już było, ale fajne, nie?
— Oj, Młocie, nie widzę w tym nic fajnego. — Odgarnął włosy z czoła.
Naruto
parsknął wymuszonym śmiechem, rozczarowany zachowaniem chłopaka.
Rozumiał, Sasuke nie był typem romantyka, jednak liczył, że powie coś miłego. Z reguły milczał i nie narzekał, kiedy ten
postępował jak dupek. W końcu to część jego charakteru, a
blondyn
kochał
też wady bruneta. Jednakże czasami chciał przytulić się do tego
drania, a także usłyszeć coś, co nie ociekało sarkazmem oraz
kpiną.
— Wiesz, Draniu, ty to jednak draniem jesteś — mruknął,
zakładając ręce za głowę.
— Ta?
Pierwszy raz słyszę. — Zaśmiał się gardłowo. — Skąd ci to
w ogóle do głowy przyszło, co?
— Gwiazdy
mi powiedziały — oznajmił
z
poważną miną. — Nie no, myślisz, że po co cię tutaj
przyprowadziłem? Ja się tak staram, a do ciebie jak do ściany —
fuknął, nadymając policzki.
— Nie
rozumiem.
Naruto
wstał gwałtownie i z premedytacją przygniótł bruneta swoim
ciałem, po czym zaczął wpychać mu słomę do spodni, nie zważając
na krzyki sprzeciwu. Kiedy Sasuke otrząsnął się z szoku, zepchnął
z siebie chłopaka, obejmując biodra partnera nogami. Chwycił garść
siana, obsypując twarz blondyna, który przestał wrzeszczeć w
obawie przed dostaniem się suchej trawy do buzi. Uchiha złapał go
za ręce, skutecznie je unieruchamiając.
— I
co teraz? — Uśmiechnął się kpiąco.
—
Przynajmniej
ci stanął. — Uniósł znacząco brew.
— Po
to mnie tu zaciągnąłeś? — zapytał
ze
zdziwieniem. — Jakbyśmy nie mogli zostać w domu.
— Ale
tutaj jest romantycznie, dupku! — warknął,
spychając go z siebie. — Związałem się z bryłą lodu —
burknął pod nosem, otrzepując koszulkę.
— Naruto…
Ręka mnie swędzi — powiedział,
ignorując narzekania partnera. — I to cholernie.
— Jeszcze
chcesz mnie pobić, tak? — Popatrzył na niego ze złością.
— Tutaj
gdzieś jest sierść, idioto. — Przewrócił oczami. — Teraz
obie swędzą. — Syknął z bólu i potarł dłoń o koszulkę. —
Wracajmy do domu.
—
Obiecałeś,
że zostaniemy!
Sasuke
nabrał powietrza w płuca, po czym ciężko odetchnął. Uzumaki
zdawał się palić głupa, chyba że naprawdę myślał w taki
sposób.
— Do
domu twojego chrzestnego, baranie — powiedział,
starając się zachować spokój.
— Ach.
— Zarumienił się. — No dobra.
— I
wyjmij mi tę cholerną słomę ze spodni!
— Jej,
spokojnie, bo jeszcze wyjdziesz z siebie. — Podszedł do niego i
jednym ruchem rozpiął spodnie Sasuke. Z obrażoną miną wyjął
tyle zboża, ile dostrzegł, a następnie zapiął niedbale pasek,
patrząc brunetowi prosto w czarne tęczówki. — Proszę —
oznajmił
przesadnie
miłym głosem.
— Oj, Młotku — westchnął z rezygnacją. — Wiesz dobrze, że nie
potrafię czytać w myślach. O co ci znowu chodzi?
— Domyśl
się, dupku — warknął,
zakładając ręce na piersi.
— Naruto…
— No
okej! — krzyknął. — Po prostu wkurza mnie, że jesteś taki
zimny!
— Jakoś
wcześniej nic o tym nie mówiłeś. Zresztą, taki już jestem, nie
widzę problemu. — Wzruszył ramionami.
— Ugh…
Z tobą nawet rozmawiać nie można! — Chwycił go za koszulkę. —
Posłuchaj, nie chcę, żebyś się zmieniał, przecież nie o to
chodzi. Bądź sobą, tym oschłym dupkiem, ale czasami… —
Odsunął się. — Nie możemy zachowywać się jak normalna para?
To dla ciebie takie trudne?
Uchiha
odetchnął cicho i
zagryzł
wargę. Ich związek jedynie z pozoru wyglądał na udany. Stworzyli
relację, która opierała się
na
wsparciu tylko ze strony blondyna. Sasuke nie raz dostrzegał
sztuczny uśmiech na twarzy partnera, przez co czuł się jak śmieć.
Wiedział, że powinien otworzyć się przed Naruto, dać mu całego
siebie. Byli ze sobą od liceum, a ten wciąż nie potrafił okazywać
uczuć. Takie zachowanie tylko oddalało go od Uzumakiego.
— No
chodź tu, Młotku — powiedział cicho, wyciągając przed siebie
dłoń.
— A
tobie co? — Zdziwił się.
— Nie
utrudniaj tego — mruknął, a
po
chwili wahania podszedł do chłopaka.
— Taa…
Sasuke, uczulenie nie wywołuje urojeń ani nic z tych rzeczy,
prawda? — zapytał, drapiąc się po karku. — Jakoś dziwnie się
zachowujesz.
Brunet
przewrócił oczami, zamykając chłopaka w uścisku. Blondyn spiął
się nieznacznie, jednak objął Uchihę, wtulając nos w zagłębienie
bladej szyi.
— Kocham
cię, Naruto — wyszeptał, całując go czule.
— Hn…
— sapnął, przylegając ściślej do drugiego ciała. — Ja
ciebie też. — Drgnął, kiedy Drań złapał płatek ucha między
zęby, a następnie mocno je przygryzł.
Nagle
Uzumaki został pchnięty i upadł na dużą kupkę siana. Uśmiechnął
się z zadowoleniem, gdy Sasuke
usiadł
mu na kolanach, sięgając do zapięcia spodni.
— A
co z twoimi rękoma? — wysapał, rozpinając pośpiesznie guziki
koszuli kochanka.
— Będę
żył — wymruczał, po czym wpił się zachłannie w usta chłopaka,
wplatając palce wolnej ręki w blond włosy.
I
właśnie wtedy zrozumiał, że urlop na wsi wcale nie musiał być
koszmarem, póki miał przy sobie Naruto.
***
Chłopak
podlewał kwiaty, kiedy na podwórko wjechała srebrna skoda.
Poderwał głowę, obserwując samochód, który zatrzymał się parę
metrów od niego. Blondyn postawił konewkę między roślinami i
ruszył w stronę pojazdu. Nie pamiętał, żeby ktoś dzwonił z
uprzedzeniem o przyjeździe, a wiedział, że niezapowiedziany gość
wprawi Sasuke we wściekłość. Tak czy inaczej jego partner miał
okropny humor, dlatego wolałby, aby nikt tego stanu nie pogarszał.
Odkąd trzy dni temu przywiózł go ze szpitala z nogą w gipsie, ten
zaszył się w domu, a najdłuższą podróż pokonywał z sypialni
do łazienki. Uzumaki rozumiał takie zachowanie. Gdyby polecieli na
wakacje za granicę, brunetowi zapewne nic by się nie stało.
— Naruto!
—
Jiraiya?
— Widząc ojca chrzestnego, opartego o lśniące drzwi auta,
przeżył wyraźny szok. Był niemal pewien, że małżeństwo miało
wrócić jutro, poza tym poprzedniego dnia rozmawiał z ciotką, a ta
potwierdziła datę powrotu. Może Sasuke wyrwał dwie karteczki z
kalendarza, zamiast jednej? — Co wy tutaj robicie?
Mężczyzna
zaśmiał się, słysząc słowa chrześniaka, a kobieta, wychodząc
z samochodu, rzuciła blondynowi
politowane
spojrzenie.
—
Mieszkamy,
Naruto, zapomniałeś? — Tsunade zdjęła okulary przeciwsłoneczne.
— A
nie mieliście wrócić jutro? — zapytał zbity z tropu. —
Okradliście kogoś?
—
Spokojnie!
— Jiraiya wyciągnął przed siebie otwartą dłoń. — Zadajesz
za dużo pytań!
— Zadałem
jedynie dwa — prychnął, mrużąc oczy. — Coście zrobili, hm?
Blondynka
rzuciła mężowi znaczące spojrzenie. Naruto naprawdę zaczynał
się martwić, oboje sprawiali wrażenie zbyt podekscytowanych. W
dodatku zastanawiało go, skąd wzięli nowe auto. Z tego co
pamiętał, na wycieczkę lecieli samolotem. Może
przeżywają kryzys wieku średniego, pomyślał,
jednak zaraz zrezygnował z takiej opcji. Raczej
mają to już za sobą, chociaż kto ich tam wie… Wykrzywił
usta w geście niezadowolenia.
— Młocie,
ile można cię wo…! — Brunet zamilkł, kiedy dostrzegł dwójkę
właścicieli farmy. Chłopak stał na werandzie w samych bokserkach,
opierając ciężar ciała na kulach. — Och, ja pierdolę —
mruknął, zażenowany.
— Nie
pierdol, bo rodzinę powiększysz!
—
Jiraiya!
— Upomniała
go
żona ostrym głosem. — Sasuke, włożyłbyś coś na siebie i co,
do cholery, jest nie tak z twoją nogą?! Czekaj, nie odpowiadaj!
Wolę nie wiedzieć, co wyprawialiście w moim domu. — Parsknęła
śmiechem, widząc ich pobladłe miny.
— My
nic nie tego… To nie tak! — Blondyn wydarł się najgłośniej,
jak potrafił. — I niczego wam nie powiem, dopóki sami nie
wytłumaczycie się z tego samochodu!
— A
więc przedwczoraj wybraliśmy się do kasyna — powiedział
mężczyzna, otwierając bagażnik samochodu. — I pewien facet
chciał zagrać z twoją ciotką w pokera. — Wyjął jedną
walizkę. — Moja ukochana żona oczywiście przyjęła wyzwanie…
— Moment
— przerwał mu Naruto. — W takim razie skąd samochód, nie
powinniście mieć długu czy coś?
— Ty
gówniarzu! — Tsunade podeszła do Uzumakiego, a jej oczy ciskały
gromami. — Wygrałam z nim!
— A
to coś nowego — przyznał, odsuwając się. — Czyżby twoja zła
passa była przeszłością?
— Lepiej
tego nie sprawdzajmy — oznajmił Jiraiya, szczerząc zęby. —
Prawie dostałem zawału, kiedy grała — wyznał, ignorując
spojrzenie małżonki. — Naprawdę, stres jak cholera. No, a co z
Sasuke?
Blondyn
zagryzł wargę, próbując zachować powagę. Wiedział, że Uchiha
wpadał w szał, gdy partner śmiał się z tamtej sytuacji. Były
jednak momenty, kiedy nie potrafił się opanować. Wciąż miał
przed oczami obraz uciekającego Drania przed wściekłą Franią.
Naruto wiele razy próbował wyciągnąć od Sasuke, co takiego
zrobił krowie, że ta goniła go po gospodarstwie. Niestety ten
milczał jak zaklęty, a przy okazji gromił Uzumakiego wzrokiem.
— Ze
mną wszystko w porządku — powiedział brunet, zwracając na
siebie uwagę.
— Sasuke…
— Długo
zajęło ci dojście aż tutaj. — Zaśmiał się mężczyzna,
przybijając piątkę z chrześniakiem.
— Młocie,
bierz walizki i wyjeżdżamy — rozkazał zimnym tonem, zaciskając
dłonie na uchwytach kul.
— No
daj spokój, Uchiha, dopiero przyjechaliśmy — przypomniała
Tsunade. — Wyluzuj i zjedz z nami obiad.
Naruto
obrzucił chłopaka badawczym spojrzeniem, wzdychając cicho. To
jasne, że chciałby spędzić trochę czasu z jedyną rodziną, jaką
miał, jednak musiał liczyć się też z uczuciami Uchihy. Drań i
tak zrobił wiele, znosząc pobyt na wsi oraz wszystkie
niedogodności. Blondyn doceniał to, więc sam postanowił dać coś
od siebie.
— Nie
no, będziemy się zbierać — mruknął, patrząc chrzestnemu w
oczy. — Ale zapraszamy do siebie — dodał szybko. — Prawda,
Sasuke?
— Em,
no — przytaknął dość niechętnie. — To jedziemy?
— Uchiha
jak zawsze miły. — Jiraiya pokręcił głową. — No dobrze,
skoro tak, to może przejedziemy się do was naszym nowym cackiem.
Sasuke
odchrząknął znacząco, odwracając się w stronę garażu.
Kuśtykając, w dodatku klnąc pod nosem, pokonywał drogę dzielącą go od srebrnej skody do samochodu Młotka, którym
został przywieziony. Zdecydował zaczekać w pojeździe,
odpuszczając sobie ckliwe pożegnania. Po rozmowie z Uzumakim,
naprawdę uważał, że może nie będzie najgorzej. Parę następnych
dni faktycznie spędzili bez kłótni, a nawet wysypka zeszła. Cały
ten spokój zaburzył incydent z krową. Brunet nie miał pojęcia,
co zrobił źle. Przechodził obok Frani, patrząc przed siebie, a
chwilę później uciekał. Momentu, kiedy wpadł do rowu, nie
pamiętał.
— Zaraz
przyjdę, Draniu! — Usłyszał krzyk chłopaka, zanim zatrzasnął
za sobą drzwi czarnej hondy. Wewnątrz auta poczuł, jak cała złość
oraz napięcie z niego ulatują. Oparł głowę o zagłowię fotela,
zamykając oczy.
Jakiś
czas później Naruto pojawił się na miejscu kierowcy, szczerząc
zęby.
— Jedźmy
już — mruknął Uchiha, zapinając pasy.
— A
nie chcesz, no nie wiem… koszulki? — Zaśmiał się, wkładając
kluczyk do stacyjki.
— Zamknij
się i po prostu zawieź mnie do domu — westchnął. Chciał wrócić
do miasta i zapomnieć, że kiedykolwiek przebywał na wsi.
— A
podobało ci się chociaż? — zapytał, uruchamiając silnik.
—
Piekielnie
— prychnął.
Blondyn
wybuchł śmiechem, słysząc tę odpowiedź.
Wow... naprawdę długo Cię nie było. Cieszę się, że wróciłaś.
OdpowiedzUsuńTen one shot... nie jest w moim klimacie, ale i tak bardzo mi się podoba!
Zwłaszcza alergia Saska ;)
I te podstępy Naruciaka. Jaka z niego sprytna bestia^^
Opowiadanie było słodkie :3
Teraz czekam na kolejne rozdziały Gajina :D
Pozdrawiam i zapraszam do siebie: opowiadania-slash-desire.blogspot.com
Super opowiadanko ;] Lubię takie wiejskie klimaty. Najbardziej rozbroiło mnie wyobrażenie sobie krowy goniącej Sasuke XD Ciekawe co jej zrobił ;D Może ją obraził hehehe. Czekam na kolejne opowiadanko. Najbardziej bym chciała kolejny rozdział Gaijin'a :D
OdpowiedzUsuńBoskie ^.^
OdpowiedzUsuńTeraz vzekam tylko na następny rozdział gwiazdy.
A kiedy mniej więcej będzie ?????
Pozdro i DÓŻO WENY
Lana
Dobry wieczór! Piszesz wspaniałe opowiadania, a to jedno z nich. Bardzo mi się podobało zwłaszcza krowa goniąca Sasuke. ^ ^ dużo weny!
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział opowiadania ?????
OdpowiedzUsuńJa tu czekam T-T
No ja wiem, postaram się jak najszybciej :>
UsuńHej, mam nadzieję, że nie porzuciłaś bloga, bo to byłaby naprawdę zbyt wielka strata. Proszę odezwij się
OdpowiedzUsuńHyuga starzejesz się....2 miesiące!!?? Kim ty jesteś i co zrobiłaś z Emiko? Cały czas widze cie na gg, a rozdziału jak nie widać, tak nie widać...
OdpowiedzUsuńWiem, że masz dużo nauki, bo taki profil (i po co rozszerzałaś te przedmioty!?) No ale nic nie poradzimy, dlatego ja, z nowym kontem na google, poganiam cię oficjalnie. No to tyle... pamiętaj, żeby nie chorować, bo to złe, i żeby ci się znowu wena wlała do głowy...najlepiej tak jak Pepsi co się w te święta nie kończy, a że imieniny też święta :3 (boże jaki suchar -,-) tak czy siak weny, czasu, zdrowia i powodzenia ogólnie, no!
Witam,
OdpowiedzUsuńtekst bardzo wspaniały czytało się lekko i przyjemnie, a sama historia rewelacyjna...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witam,
OdpowiedzUsuńoch cóż za podstępny Naruto, i wściekły Sasuke, mógł się domyślać, że ten coś kombinuje jak już więcej nic nie wspominał na temat tej farmy...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Aga